Yandex (NASDAQ:YNDX) - rosyjski odpowiednik Google z siedzibą w Holandii, już wkrótce może mieć nowego większościowego udziałowca. Informacja od "The Bell" o tym, że państwowy Sberbank może objąć pakiet kontrolny w wiodącej w kraju firmie zajmującej się wyszukiwaniem w Internecie, wywołała popłoch wśród inwestorów, którzy nie są zachwyceni faktem, że Władimir Putin może zostać nowym prezesem zarządu. Czy to oznacza, że rosyjski internet będzie jeszcze bardziej rosyjski?
Wiele wskazuje na to, że tak właśnie będzie. Sberbank to "Władimir Putin", który kontroluje instytucję poprzez 52,5 proc. udział Kremla w banku. Według doniesień, bank miałby zakupić aż 30 proc. udziałów w przeglądarce. Omawiane są różne opcje - od nowej emisji akcji, skup akcji na rynku lub sprzedaż pakietów przez głównych akcjonariuszy.
Akcje Yandex'u, po wpłynięciu informacji na rynek, tracą trzeci dzień z rzędu przy wolumenie pięciokrotnie wyższym niż średnia. Jest nerwowo.
Yandex odmówił komentarza w sprawie raportu, tak samo jak przedstawiciele Sberbanku, którzy po prostu zaprzeczyli, że bank złożył ofertę. Ale warto zauważyć, że Yandex i Sberbank mają długą historię współpracy. Kiedy Yandex po raz pierwszy wszedł na giełdę NASDAQ w 2009 r., Sberbank otrzymał rosyjską "złotą akcję", która pozwoliła mu zawetować każdą próbę sprzedaży ponad 25 proc. akcji Yandex, prawdopodobnie w celu uzyskania pewności, że spółka, której siedziba znajduje się już za granicą Federacji Rosyjskiej, nie wymknie się spod kontroli. Próba Sberbanku nabycia formalnego prawa własności 30 proc. akcji Yandexu (póki co to plotka) dałaby mu drugi, bardziej tradycyjny sposób zapobiegania podejmowaniu przez Yandex działań korporacyjnych, których rosyjski rząd nie aprobuje.
Zdaniem analityków, jeśli informacja nie okaże się 'fake newsem', będziemy mieli do czynienia z 'pełzającym przejęciem' spółki przez rosyjskie państwo oraz niepokojącą perspektywą utraty przez firmę niezależności, a w gruncie rzeczy, utworzenie z niej narzędzia do 'zabezpieczania interesów Federacji Rosyjskiej' z uwagi na fakt, że - według Putina - internet jako całość to 'specjalny projekt amerykańskiej CIA'.
Póki co, w poniedziałek 22 października, do głosu doszedł CEO spółki, który ogłosił, iż nie jest zainteresowany sprzedażą firmy Sberbankowi, ani nikomu innemu, co wniosło na rynek nieco oddechu. Ale prawda jest taka, że Yandex jako największa rosyjska spółka technologiczna, która poza przeglądarką świadczy szereg innych usług - w tym coś na wzór UBER'a - generuje właśnie w Rosji aż 93 proc. przychodów i jeśli kierownictwo będzie stawiało opór przed wrogim przejęciem, może zostać 'ukarane' przez Kreml poprzez utrudnianie działalności, do czasu aż zarząd i CEO nie zmięknie. Krótko mówiąc, pożar na spółce został chwilowo przygaszony, jednak wciąż istnieje duże prawdopodobieństwo, że Yandex otrzyma (lub otrzymał) ofertę 'nie do odrzucenia' i chcąc nie chcąc będzie musiał się zgodzić na nowe zasady gry.