Wejście na giełdę Snapa (NASDAQ: SNAP) było jednym z najgłośniejszych, jeśli nie najgłośniejszym debiutem giełdowym w tym roku. Uznano je za udane, a akcjonariusze w większości zyskali. Przynajmniej na początku. Gdy po pierwszych kilku dniach ekscytacja minęła, inwestorzy musieli zdać sobie sprawę z faktu, że włożyli kapitał w spółkę, nad którą nie mają żadnej kontroli. Dostępne udziały nie dają bowiem prawa głosu. W związku z wieloma wątpliwościami co do spółki nie było też widać znaczącego wzrostu kursu akcji. Przez ostatnie dwa i pół miesiąca ich cena utrzymywała się w zakresie 19-24 dolarów. Aż do ostatniego czwartku.
Snap opublikował pierwszy raport finansowy, który wywołał panikę wśród inwestorów. Oczekiwania analityków nie były wysokie, ale wyniki spółki okazały się jeszcze słabsze. Rozczarowała niemal każda pozycja w raporcie. W pierwszym kwartale spółka straciła 2,2 mld dolarów. Ponadto liczba użytkowników Snapchata rośnie znacznie wolniej. Analitycy zauważyli, że może to być spowodowane wprowadzeniem podobnych funkcji na Facebooku (NYSE: FB) oraz Instagramie.
W ciągu jednego dnia kurs akcji Snapa spadł o 21,45%. Wolumen osiągnął trzecią najwyższą wartość od dnia debiutu spółki, co wyraźnie pokazuje, że byki uciekają. Po spadku o ponad 21% cena akcji jest najniższa w historii. To istotne, ponieważ zbliżyła się do ceny z dnia debiutu - 17 dolarów. Jeśli spadnie poniżej tej wartości, będzie jasne, że wszyscy inwestorzy stracili, co może wywołać presję sprzedaży w terminie wygaśnięcia zobowiązania do niezbywania akcji, czyli 29 sierpnia.
Każdy, kto decyduje się na zakup w tej chwili, musi mieć niezachwianą wiarę w zdolność młodego prezesa spółki do przyciągnięcia większej liczby użytkowników aplikacji, a przynajmniej do odzyskania inwestorów.