Wzrosty indeksów amerykańskich na początku wtorkowej sesji, do południa były już tylko wspomnieniem, tym samym pozbawiając inwestorów nadziei na wytchnienie po serii spadkowych dni. Na Wall Street nie ma siły na odreagowanie.
Wszystkie trzy główne indeksy otworzyły notowania na solidnych plusach, jednak do południa oddały cały wzrost. Do końca dnia nie wydarzyło się już nic wartego uwagi. Nasdaq (NASDAQ:QQQ) jako jedyny pozostał nad kreską, wykazując na zamknięciu symboliczny wzrost o 0,25% kończąc po kursie 10829 pkt., S&P500 (NYSE:SPY) oddał 0,2%, zamykając się na najniższym poziomie w 2022 roku, po 3647 pkt., podczas, gdy Dow Jones (NYSE:DIA), który dzień wcześniej przekroczył umowną granicę bessy, stracił kolejne 0,4% zamykając dzień na poziomie 29135 pkt.
Dla Dow Jones i S&P500 wtorek był szóstą sesją z rzędu pod kreską, co stanowi najdłuższą passę strat od 2020 roku.
Można odnieść wrażenie, że przy ulicy Wall Street jest grupa inwestorów, która próbuje 'podciągnąć' kursy akcji na koniec kwartału, jednak nieliczni kupujący nie dostają wsparcia innych byków, bo ich zwyczajnie nie ma. Analogiczna sytuacja miała miejsce w poniedziałek.
Rentowności 10-letnich obligacji rządu Stanów Zjednoczonych wzrosły we wtorek do 3,96% wobec 3,87% w poniedziałek, windując najwyższe poziomy od 2010 roku. Ceny obligacji spadały.
Z danych makroekonomicznych wtorkowe odczyty wykazały, że zamówienia na dobra trwałego użytku wśród firm spadały w sierpniu o 0,2% m/m drugi miesiąc z rzędu. Zaskoczył odczyt indeksu zaufania konsumentów Conference Board wykazując wynik 108 (wobec prognoz 104,5 i 103,2 w sierpniu) ze wzrostem drugi miesiąc z rzędu, co może oznaczać, że konsumenci bardziej optymistycznie oceniają kondycję gospodarczą, częściowo z powodu spadających cen paliw. Sprzedaż domów w Stanach Zjednoczonych wzrosła rok do roku do 685 tyś. (wobec prognoz rzędu 501 tys., i 511 tys., miesiąc temu), choć tempo wzrostów spowolniło, a cena nieruchomości delikatnie spada.
Powody odpływu kapitału z rynku wciąż pozostają takie same. Wysoka inflacja, która wymknęła się spod kontroli, jest na celowniku Rezerwy Federalnej, która agresywnie podnosząc stopy procentowe, probuje ostudzić gospodarkę, tym samym podnosząc obawy, że dalsze zacieśnianie polityki monetarnej wpędzi amerykańską gospodarkę w recesję. Obecnie, po ostatnich komentarzach szefa Fed oraz działaniach innych banków centralnych, do inwestorów dotarło, że polityka wysokich stóp procentowych i globalne spowolnienie gospodarcze, będzie trwało dłużej niż sądzono.
W trakcie wczorajszego wywiadu dla Wall Street Journal, Neel Kashkari - prezes Banku Rezerwy Federalnej w Minneapolis, potwierdził determinację banku centralnego, by obniżyć trwałą i podwyższoną inflację, wskazując, że "W przygotowaniu jest wiele zacieśnień" oraz, że Fed jest "zaangażowany w przywrócenie stabilności cen", ale także zdaje sobie sprawę, że "istnieje ryzyko przesadzenia".
Z rynku walutowego, w obliczu awersji do ryzyka, nadal trwa silne parcie dolara amerykańskiego na pozostałe waluty. Kurs USD/PLN osiągnął w środę rano poziom 5,05 - najwyższą cenę w historii, podczas, gdy EUR/USD pułap 0,95 tj., nowe 20-letnie minimum.