Między 22 a 25 stycznia odbyło się coroczne 32. Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. Co ważnego w tym roku wydarzyło się w tym szwajcarskim miasteczku?
Tegoroczny szczyt odbył się pod hasłem ,,Globalizacja 4.0: formowanie globalnej architektury w erze czwartej rewolucji przemysłowej". Nie da się ukryć, że brzmi to dość enigmatycznie.Już przed szczytem wiadomo było, że na pewno nie będzie to tak głośne wydarzenie, jakby być mogło. Inaczej jak przed rokiem, nie pojawił się prezydent USA Donald Trump. Nie było też prezydentów Rosji i Chin, odpowiednio Władimira Putina i Xi Jinpinga. Dodając do tego absencję Theresy May czy Emmanuela Macrona, widzimy, jak mało ważnych politycznych liderów było obecnych. Brak wielkich nazwisk na pewno nie pomógł wydarzeniu - od razu można odnieść wrażenie, że Forum traci prestiż, jeśli przywódcy największych i najważniejszych państw Świata mają lepsze rzeczy do roboty.
Na fali ostatnich trendów, na główny temat szczytu wysunęły się sprawy związane z klimatem. Same osobowości zapraszane na panele czy rozmowy są tutaj symboliczne. Jeden z nich, David Attenborough, światowej sławy brytyjski biolog, ostrzegał na forum przed globalnym ociepleniem i skutkami z nim związanymi. Niespodziewanie dużą popularność zdobyła też 16-letnia szwedzka aktywistka Greta Thunberg, która wystąpiła przed światowymi elitami ze swoim manifestem. Mówiła w bardzo poważnym i pesymistycznym tonie, by zacząć działać. Groziła, że ,,nasz dom się pali", a także, że mamy tylko 12 lat by zmienić kurs dotyczący klimatu. "Nie chcę, żebyście mieli nadzieję. Chcę, żebyście się bali." mówiła nastolatka. Wiadomość mocna i oparta na naukowych przekazach, jednak można się zastanawiać, czy trafia na podatny grunt. Angela Merkel, na przykład, powiedziała, że Niemcy będą potrzebować węgla ,,jeszcze przez jakiś czas". Innym, dosyć ironicznym zaprzeczeniem manifestu aktywistki jest... sposób, w jaki większość przywódców ze świata polityki i biznesu dostało się do Davos. W internecie hitem jest zdjęcie lotniska w szwajcarskim miasteczku, gdzie można było zobaczyć całą flotę prywatnych odrzutowców. Było ich ponad 1500, co w pewnym stopniu potwierdza odrealnienie elit od tego, czego oczekują od reszty społeczeństwa.
W podobny sposób hipokryzję wykazał inny młody debiutant w Davos, 30-letni holenderski historyk Rutger Bregman. Oprócz wspomnianych wcześniej odrzutowców, Bregman skupił się na sprawach ekonomicznych. Podczas panelu zarzucił elitom hipokryzję, a także brak wystarczającej uwagi poświęconej unikaniu podatków. Było to oczywiście o tyle odważne, że na widowni znajdowało się sporo ludzi ze świata wielkiego biznesu. Według historyka, nie można się skupiać na tworzeniu niejasnych i rzadko pomocnych układów filantropii. Zamiast tego, lepszym wyjściem byłoby podnieść podatki, najwyższy próg nawet do 70%. Tłumaczył, że w latach 50. takie rozwiązania już stosowano, nawet w Stanach Zjednoczonych. W tym aspekcie rzeczywiście Davos ma lekcje do odrobienia - już 10 lat temu zastanawiano się na Forum, co elity finansowe mogą zrobić, by uspokoić nastroje społeczne. Według Bergmana odpowiedź jest prosta - podatki. Może w następnych latach temu tematowi będzie poświęcone więcej uwagi.
Oprócz tego spektrum tematów było również dosyć bieżące - Brexit, pierwsze wystąpienie nowego, kontrowersyjnego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro, czy tytułowa ,,globalna architektura", której broniła, choć nie bez zarzutów, Angela Merkel.
Podsumowując, w następnych latach może się okazać, że dwie rzeczy będą w Davos pewne - klimat i podatki. Rzeczywiście, wydaje się, że kwestie przyrodnicze i ekonomiczne są w tym momencie kluczowe. Idealnie by było, gdyby mogły ze sobą w dodatku współgrać.