Ostatnie tygodnie to dla motoryzacyjnego start-upu Lordstown Motors (NASDAQ:RIDE) niekończący się ciąg niesprzyjających okoliczności. Marzenie o srebrnym elektrycznym pick-upie Endurance z promocyjnych zdjęć oddala się, a inwestorzy uciekają ze spółki, której akcje od początku roku straciły już ponad 50%.
Lordstown Motors, który na fali gorączki złota w branży EV, na giełdę dostał się tylnymi drzwiami w ubiegłym roku poprzez spółkę celową typu SPAC, nie ma ostatnio dobrej passy. Krytyczny raport o działalności, konkurencja od Forda, w końcu informacja o problemach finansowych i rezygnacja dyrektorów generalnego i finansowego. Innymi słowy zaufanie do firmy, która nie wykazuje przychodów, a jej kapitalizacja w wysokości 1,5 miliarda USD jest oparta wyłącznie o jej przyszłe zdolności do produkcji pojazdów, zostało mocno nadwyrężone.
W ostatni poniedziałek spółka poinformowała, że dyrektor generalny Steve Burns i dyrektor finansowy Julio Rodriguez zrezygnowali z pełnionych funkcji, po tym, jak wewnętrzny audyt wykazał liczne nieprawidłowości w bieżącej działalności firmy.
Kłopoty firmy na dobre rozpętały się w połowie marca, kiedy znany ze swoich spektakularnych doniesień Hindenburg Research, opublikował druzgocący raport kwestionujący działalność Lordstown, w którym oskarżył motoryzacyjny start-up o wyolbrzymianie liczby przedpremierowych zamówień na elektryczne pickupy Endurance i składanie ofert na flotę firmom, które nie istnieją, nie prowadzą flotowej działalności i nie mają możliwości finansowych, aby w przyszłości kupić pojazdy. Inwestorzy doskonale pamiętają, co Hindenburg zrobił dla Nikoli w ubiegłym roku, stąd też bez zastanowienia wyprzedali akcje po publikacji raportu. Nawiasem mówiąc, Hindenburg to nie firma charytatywna działająca dla dobra świata, ale klasyczny short seller grający masowo na spadek akcji firm, w które uderza swoimi raportami.
W wewnętrznym raporcie stwierdzono, że wprawdzie niektóre zarzuty Hindenburga były bezpodstawne, ale te najbardziej niewygodne o przesadzonej liczbie preorderów już nie.
Wczorajsza wiadomość jest najnowszym z serii wydarzeń, które miotają kursem spółki na giełdzie. Nie dalej jak w ubiegłym tygodniu Lordstown, przy okazji publikacji wyników kwartalnych, wydał komunikat o problemach finansowych, wskazując, że firma może nie mieć wystarczających środków na bieżącą działalność i planowane rozpoczęcie produkcji swojego pick-upa Endurance pierwotnie planowane na czwarty kwartał bieżącego roku. Inwestorów zaskoczył nie tyle fakt wykazanej straty w wysokości 125 milionów USD, ale wiadomość o drastycznym wzroście kosztów opercyjnych o 115 milionów USD, w porównaniu z tym, co firma oświadczała zaledwie trzy miesiące temu. Raport, znany jako jako zawiadomienie o kontynuacji działalności, został włączony przez audytorów firmy do poprawionego raportu rocznego, w którym zauważono również, że kontrole finansowe firmy w 2020 r. zawierały nieprawidłowości. Opracowanie technologi pojazdu elektrycznego to kosztowny proces, którego nie da się precyzyjnie obliczyć, jednak Lordstown wizerunkowo poległ na całej linii.
Co gorsza dla Lordstown, w maju koncern motoryzacyjny Ford (NYSE:F) zaprezentował model Forda F-150 Lightning, w pełni elektryczną wersję bestsellerowego pickupa, który ma być dostępny wiosną przyszłego roku w imponującej cenie nieco poniżej 40 000 USD. Nawet jeśli końcowa cena Lightning i Endurance byłaby porównywalna, młodemu start-upowi oraz innym jemu podobnym, będzie bardzo trudno przekonać zarówno klientów detalicznych jak i managerów firm, gdzie zarządza się flotami, aby ryzykowali podjęcie nowego pojazdu od niesprawdzonego producenta, zamiast korzystać z podobnej opcji od znanej im od zawsze marki.
Dla motoryzacyjnego start upu, otwarta konkurencja z Fordem to karkołomne zadanie. Ford sprzedał prawie 800 tys. ciężarówek serii F w zeszłym roku pomimo pandemii. Od 44 lat jest najlepiej sprzedającą się ciężarówką w USA i najlepiej sprzedającym się pojazdem wszelkiego rodzaju od 39 lat. Lordstown ma więc bardzo mało czasu, aby wprowadzić swój pojazd na rynek, zanim nadejdzie konkurencja. A na to się obecnie nie zanosi.
Najprawdopodobniej dla borykającego się z problemami z finansową płynnością start-upu najbliższe miesiące to być albo nie być. Z uwagi na liczne przeciwne okoliczności związane ze spółką, jest to wystarczający powód, aby trzymać się od firmy z daleka.