Akcje MOMO (NASDAQ: MOMO) to jedne z najgorętszych papierów wartościowych ostatnich dni czy tygodni. Wystarczy tylko odnotować, że ta chińska spółka od początku roku urosła o 100 proc., tym samym przyciągając szeroką grupę twardych spekulantów, którzy wciąż są chętni na kupowanie. Niedawno spółka dostała kolejny impuls, tym razem z uwagi na euforyczną reakcję na wyniki pierwszego kwartału, które zwyczajnie zmiażdżyły oczekiwana rynku. Jest to piąty raz z rzędu, kiedy spółka sprawia dwucyfrową niespodziankę. Cena wzrosła o 27 proc. tylko w tydzień.
Przychody netto r/r wzrosły o 64%, osiągając poziom 435,1 mln USD, czyli znacznie więcej niż wcześniejsze prognozy spółki, które zakładały widełki 46% do 52% wzrostu. Skorygowane zyski wzrosły o 57% do 142,3 mln USD, czyli 0,69 USD za akcję. Rynek się ucieszył, kurs eksplodował w górę, wynosząc przy okazji spółkę na nowe maksima. To duży skok w wynikach firmy, która w ubiegłym roku miewała problemy z utrzymaniem właściwej dynamiki sprzedaży, tym samym oddając w dużej mierze ubiegłoroczny wzrost cen akcji. Czas na korektę?
MOMO to firma, która działa w branży streamingu video, a ta jest ostatnie mocno eksploatowana. Podstawowa aplikacja MOMO pozwala użytkownikom poznawać się, rozwijać relacje poprzez swoje profile i udostępnione lokalizacje, zainteresowania. Firma oferuje również gry, które są zaprojektowane z różnymi motywami, cechami kulturowymi i funkcjami, płatne emotikony i inne dodatki mające pomóc w nawiązaniu relacji. Jest przez to często nazywany "China Tinder" ze względu na jej powszechne zastosowanie jako aplikacji randkowej. Jednak wprowadzenie przez MOMO platformy transmisji strumieniowej video na żywo, wspierane przychodami z reklam i wirtualnych prezentów, zmieniło rynek po wprowadzeniu tej usługi na początku 2017 roku. Popularność platformy wciąż rośnie - MOMO miało w marcu bieżącego roku 103,3 mln użytkowników miesięcznie (85,2 mln rok wcześniej).
Dwa tygodnie temu spółka ogłosiła duże przejęcie za 800 mln USD, które ma wesprzeć podstawowy biznes. Tantan to popularna w Chinach aplikacja randkowa - klon popularnego Tindera, który w zasadzie nadal funkcjonuje jako start-up, a za ostatnie dwa lata nie ma dokładnych danych udostępnionych publicznie na temat przychodów firmy. Kupno Tantana przez MOMO to drugie podejście spółki do tematów randkowych - kilka lat temu już koncentrowano się na tym rynku, jednak w 2014 roku doświadczono ataku ze strony mediów państwowych za promowanie prostytucji, stąd też spółka obrała nieco inny kierunek rozwoju. Teraz, po przejęciu, jest plan, aby "doposażyć" chińskiego Tindera w narzędzia, z których MOMO już korzysta, jak czaty grupowe video, funkcja karaoke czy integracja z grą społecznościową Werewolf. W raporcie finansowym za I kwartał nie uwzględniano wyników Tantana, który obsługuje około 20 mln użytkowników.
Chińskie spółki dają zarobić. Jeszcze kilka tygodni temu w klimacie napięcia politycznego między USA a Chinami wydawało się, że rynek będzie trzymał się od nich z daleka, jednak zamiast tego przyszło odreagowanie i chiński peleton idzie do góry jak burza.