Kłopoty nie opuszczają misji zaopatrzeniowej Space X. Najpierw trzeba było przekładać start, a potem powtarzać cumowanie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Eksplozja rakiety we wrześniu ubiegłego roku wymusiła kilkumiesięczną przerwę w misjach kosmicznych prowadzonych przez Space X - firmę należącą do Elona Muska, która ma ambicję stać się pionierem podboju kosmosu. W styczniu w Vandenberg Air Force Base w Kalifornii odbył się pierwszy od tamtego zdarzenia start rakiety należącej do Space X. Wyniosła ona na orbitę satelity telekomunikacyjne należące do firmy Iridium (NASDAQ: IRDM).Teraz Space X musiał zrealizować znacznie poważniejszą misję. Na zlecenie NASA rakieta Falcon 9 miała wynieść w przestrzeń kosmiczną statek kosmiczny Dragon, w którym znalazło się wyposażenie dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej jak np. urządzenie do badania powłoki ozonowej Ziemi.
Start z Centrum Kosmicznego Kennedy'ego na Florydzie był zaplanowany na sobotę, 18 lutego. Został on jednak odwołany 10 sekund przed godziną zero. "Wszystkie systemy działają, oprócz śledzenia ruchu tłoku hydraulicznego sterującego silnikiem w górnym członie rakiety. Przerywamy, żeby to zbadać." - napisał na Twitterze Elon Musk. "Jeśli jest to jedyny problem, to lot powinien być w porządku, ale musimy się upewnić, że nie jest to symptom jakiejś większej awarii." Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że usterka nie jest poważna i rakieta mogła się wzbić w przestrzeń kosmiczną już w niedzielę.
Niedzielny start odbył się bez najmniejszych utrudnień. 9 minut po starcie człon napędowy rakiety wylądował z powrotem na Ziemi, podczas gdy statek kosmiczny z ładunkiem dla kosmonautów otworzył swoje panele słoneczne i poruszał się w kierunku Stacji Kosmicznej. Lądowanie jednego z członów jest jednym ze sposobów Space X na obniżenie kosztów transportu. Misja została ogłoszona sukcesem i dobrym zwiastunem przed kolejnymi lotami.
Jak się jednak okazało, korki od szampana wystrzeliły zbyt wcześnie. W środę Space X był zmuszony do odwołania przycumowania do Stacji Kosmicznej. Także teraz decyzję podjęto w ostatniej chwili, kiedy Dragon był mniej niż milę od Stacji Kosmicznej. Przyczyną był problem z systemem GPS. Jak poinformowała NASA, ani Dragon, ani sama Stacja wraz z sześcioma przebywającymi na niej astronautami, nie są zagrożeni. Od początku wykonywania misji na rzecz NASA, czyli od 2012 r., Space X wykonał 9 rejsów zaopatrzeniowych na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Jak dotąd nie pojawił się taki problem z przycumowaniem do Stacji. Cała procedura powiodła się w czwartkowe popołudnie, kiedy wykonano drugie podejście. Mechaniczne ramię złapało kapsułę i następnie zadokowało ją na stacji. Za około miesiąc, statek kosmiczny wróci na Ziemię. Z kolei w piątek na Stację ma dotrzeć rosyjski statek Progress 66, który dostarczy kolejne 3 tony zaopatrzenia.
To, co jest dość szczególne w przypadku tej misji Space X, to miejsce, z którego wystartowała rakieta Falcon 9 z Dragonem. Otóż po raz pierwszy w historii prywatna rakieta wzbiła się z kompleksu startowego 39A w Centrum Lotów Kosmicznych Kennedy'ego na przylądku Canaveral. Jako pierwszy z tego kompleksu korzystał Apollo 4 w 1967 r., w czasie lotu testowego rakiety Saturn V, która zawiozła pierwszych astronautów na Księżyc. Także w 1981 r. z tego samego miejsca wystartował pierwszy na świecie wahadłowiec Columbia. W 2014 r. Space X podpisał z NASA umowę wynajmu tego kompleksu na okres 20 lat. Właśnie stąd mają startować misje załogowe na statkach Dragon, co według zapowiedzi ma się odbyć w przyszłym roku. Jeżeli plan firmy Elona Muska się powiedzie, to kompleks 39A ponownie zapisze się w historii podboju kosmosu przez człowieka.