Wybory wyborami, ale na drugiej linii frontu szykuje się inna niespodzianka w postaci... legalizacji marihuany. Ma ona nadejść wraz z Joe Bidenem, czyli - w opinii niektórych - nowym prezydentem USA.
Szykują się duże zmiany w kontrowersyjnej od lat branży. Jednym z miejsc, w którym ma mieć miejsce legalizacja konopi indyjskich jest New Jersey, a głosowanie w tej sprawie ma nastąpić w dniu wyborów. Według Marijuana Business Daily legalizacja wygeneruje do 400 mln USD sprzedaży dla dorosłych w pierwszym roku i 950 mln USD do 2024 roku, co przekłada się na prawie 63 mln USD dla rocznych dochodów z tytułu podatków stanowych i dodatkowe 19 mln USD z podatków lokalnych. Zwolennicy mają nadzieję, że głosowanie w New Jersey wywoła efekt domina w sąsiednich stanach, rozważających podobne kroki. DeVaughn Ward, starszy radca prawny w Marijuana Policy Project ma na myśli m.in. Nowy Jork, Connecticut i Pensylwanię. Te trzy stany już zezwalają na sprzedaż medycznej marihuany i od kilku lat zmierzają w kierunku pełnej legalizacji, również tej rekreacyjnej, biorąc pod uwagę dochody podatkowe, tworzenie miejsc pracy i wolę większości mieszkańców. Co więcej, Arizona, Południowa Dakota i Montana w listopadzie mają "przepychać" podobne inicjatywy, a mieszkańcy Missisipi będą głosować nad ustawą zezwalającą na sprzedaż leków. Docelowo marihuana medyczna ma być legalna w 38 stanach, a także w Waszyngtonie i Portoryko, a w celach rekreacyjnych w 14 z nich.
Kontrowersyjny biznes może być dobrym sposobem na pandemiczny kryzys. Według Arcview Market Research, całkowita sprzedaż konopi indyjskich w USA w tym roku ma osiągnąć 15,8 miliardów USD, w porównaniu z 12,1 w 2019 roku. W poszczególnych stanach, tj. Illinois czy Oregon można mówić o szczytach popularności - w pierwszym stanie sprzedaż sięgnęła 67 milionów USD, w drugim aż 100. Demokraci próbowali nawet wciągnąć tę branże do pakietów antykryzysowych, jednak bezskutecznie. W zależności od wyniku wyborów prezydenckich i kongresowych w przyszłym miesiącu, prawdopodobieństwo pełnej legalizacji federalnej - co oznacza usunięcie jej z bardzo restrykcyjnego wykazu narkotyków - może być większe niż kiedykolwiek. Stosunek obecnego prezydenta Donalda Trumpa do marihuany jest ambiwalentny. W 2018 roku podpisał ustawę Farm Bill, która zalegalizowała konopie. Z drugiej strony dzięki niemu imigranci, którzy pracują w przemyśle konopnym lub ją spożywają nie kwalifikują się do obywatelstwa. Z kandydatem do urzędu jest nie lepiej. Jako senator był orędownikiem ustawy o przestępstwach z 1994 roku, na mocy której dziesiątki tysięcy drobnych przestępców narkotykowych trafiło do więzienia. Jako wiceprezydent u Obamy utorował jednak drogę legalnym firmom zajmującym się marihuaną, aby mogły działać dość swobodnie.
Historia unormowania stosunku Amerykanów z marihuaną jest długa, ale na uwagę zasługuje inicjatywa i ustawa pod nazwą Marijuana Opportunity Reinvestment and Expungement (MORE) Act. Miała ona usunąć konopie indyjskie z ustawy o substancjach kontrolowanych i zlikwidować sankcje karne na mocy prawa federalnego, oraz nałożyłaby 5% podatek na produkty z konopi indyjskich w celu sfinansowania reform karnych i społecznych. Według ekspertów czas pandemii to bardzo dobry okres dla branży. W wyniku przedłużającego się lockdownu i wobec planowanych zmian ustawodawcy ma być tylko lepiej. Warto pamiętać, że kiedyś napiętnowana branża konopna jest bardzo rozwinięta. Oprócz klasycznych spółek giełdowych, które dystrybuują lekarstwa, do firm uzupełniających ofertę konopi medycznych dołączają te produkujące CBD, artykuły spożywcze, akcesoria do waporyzacji, ale także samej uprawy. Jeśli marihuana stanie się legalna w Stanach Zjednoczonych do tych graczy prawdopodobnie dołączą bardziej konwencjonalne firmy, które widzą ogromny potencjał w konopiach. Drzemie on również w zatrudnieniu. Według raportu Leafly z zeszłego roku, już 250 000 osób pracuje nad legalną marihuaną. Po wejściu nowych przepisów, mają to być miliony.