Właściciel popularnej aplikacji wykorzystywanej w firmach - Slack, w końcu kwietnia złożył wniosek do amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych (SEC) o dopuszczenie akcji do obrotu giełdowego. A to oznacza, że debiut giełdowy kolejnego jednorożca jest coraz bliżej.
Segment IPO w tym roku zdecydowanie stawia na jakość (lub wielkość ofert), kosztem ich ilości. W ostatnich tygodniach na parkiet giełdowy zawitały inne znane start-up'y jak Lyft Inc (NASDAQ: LYFT), Pinterest Inc (NYSE: PINS), lada dzień pojawi się UBER (NYSE:UBER). Slack to kolejny medialny debiut, który wybrał alternatywną formę debiutu giełdowego pozbawioną tradycyjnego zbieractwa pieniędzy.
Operator popularnej aplikacji do komunikacji wewnątrz korporacji, postanowił podążyć tropem szwedzkiego Spotify (NYSE:SPOT) i przeprowadzić debiut giełdowy w formie direct listing, czyli obrotu bezpośredniego. Oznacza to tylko tyle, że spółka nie przeprowadzi tradycyjnego IPO i nie będzie sprzedawać nowych akcji, a nowi inwestorzy będą mogli je kupić tylko na rynku wtórnym od obecnych już akcjonariuszy firmy. Spółka zaznacza, że nie potrzebuje nowych środków od inwestorów (ostatnia oferta prywatnej sprzedaży akcji odbyła się w sierpniu ubiegłego roku, gdy spółka pozyskała 427 mln USD), obecność na parkiecie giełdowym ma stanowić wymiar wyłącznie wizerunkowy. Poza tym, odcinając od organizacji oferty IPO bankierów inwestycyjnych, spółka zaoszczędzi w ten sposób mnóstwo dolarów. Póki co nie podano do wiadomości, jaka cena akcji będzie stanowiła benchmark. Wiadomo natomiast, że debiuty tego typu charakteryzują się podwyższonym ryzykiem i oczekiwaną zmiennością, wszystko zależy od rynku.
Według spółki, dziennie z aplikacji korzysta ponad 10 mln użytkowników, zrzeszonych w blisko 600 tys. firmach na świecie. Baza jest więc duża. Jednak tylko niewielka część korzysta z płatnych usług premium. Ponad 500 tys. podmiotów korzysta z bezpłatnej usługi, a tylko 88 tys. to klienci premium. Spółka definiuje klienta premium jako każdą organizację, która ma co najmniej trzech użytkowników korzystających z płatnej taryfy. Spółka zaznacza, że 88 tys. klientów to dwa razy więcej niż dwa lata temu, jednak nie zmienia to faktu, że pół miliona podmiotów nie potrzebuje Slacka w takim stopniu, by za niego płacić. Dla firmy to koszty hostingu, których spółka może nigdy nie odzyskać, jeśli ci użytkownicy nie zakupią płatnych taryf. Sytuacja jest zbliżona do zeszłorocznego debiutu Dropboxa (Nasdaq:DBX), który obsługuje ponad pół miliona użytkowników, ale tylko garstka korzysta z płatnych usług.
Rzut oka na finanse. Według zakończonego roku finansowego (31 stycznia) przychody Slack w ciągu ostatnich 12 miesięcy wyniosły 400,6 mln USD (wzrost aż o 82% rok do roku), natomiast bilans netto wyniósł 140 mln USD straty. Największą rubrykę w kosztach stanowią wydatki związane ze sprzedażą i marketingiem - to aż 233,2 mln USD, czyli około 58% przychodów. 50 mln USD rocznie firma płaci na rzecz Amazon (Nasdaq:AMZN) w zakresie usług związanych z infrastrukturą chmury Amazon Web Services na której 'stoi' cały serwis. Spółka zaznacza, że w najbliższych kwartałach nie spodziewa się uzyskać dodatniego bilansu.
Debiut giełdowy Slack przewidziano na najbliższe tygodnie, na pewno ma się on odbyć do wakacji. W gruncie rzeczy, z grupy medialnych start-up'ów, Slack z racji swojej rozpoznawalności, jest atrakcyjny dla mediów, ale już niekoniecznie dla inwestorów, choćby z uwagi na brak tradycyjnego IPO, bardzo wąską specjalizację serwisu, a przez to ograniczony potencjał długoterminowego wzrostu.