Firma transportowa Uber zanotowała w ostatnich latach ogromny wzrost przychodów i jest obecnie wyceniana na rynku private equity na ponad 60 miliardów dolarów, co czyni ją, przynajmniej na papierze, droższą niż jakiekolwiek przedsiębiorstwo motoryzacyjne na świecie. Rozwój Ubera wiąże się jednak z kontrowersjami i sprzeciwem wobec modelu biznesowego opartego na obchodzeniu przepisów dotyczących tradycyjnych firm taksówkowych. Musi on również zmierzyć się z konkurencją ze strony innych firm, takich jak Lyft w Ameryce czy Didi Chuxing w Chinach. Prezes Ubera Travis Kalanick zdołał zebrać miliardy dolarów na rozwój firmy od prywatnych inwestorów, uzyskał nawet wsparcie od rządu Arabii Saudyjskiej, ale nie wiadomo, czy przedsiębiorstwo wygenerowało zysk od momentu powstania. Kalanick stwierdził też, że chce jak najdłużej odwlekać debiut giełdowy Ubera, wzbudzając wątpliwości co do fundamentów finansowych i rentowności firmy.
Największe ryzyko związane z potencjalną inwestycją w Ubera dotyczy modelu biznesowego, przeciwko któremu protestują firmy taksówkowe i władze samorządowe. Uber jest w stanie zaoferować tańsze usługi niż tradycyjne firmy dzięki temu, że każdy może zostać kierowcą, podczas gdy zatrudnieni w innych firmach taksówkarze muszą odbyć szkolenie i wykupić specjalne ubezpieczenie. W niektórych miastach, na przykład w Austin (11. miasto w USA pod względem wielkości), aplikacje kojarzące pasażerów z kierowcami zostały zdelegalizowane. W miarę rozpowszechniania się usług firmy jej działalność niemal z pewnością zostanie ściślej uregulowana, nie będzie więc już tak opłacalna. Popularność Ubera może jednak spowodować, że nowe przepisy przyjęte przez władze miast lub stanów wzbudzą szeroki sprzeciw.
Kłopotliwy dla Ubera jest też fakt, że podobne usługi oferowane są przez wiele konkurencyjnych firm. Są one co prawda mniejsze, lecz otrzymują znaczne wsparcie finansowe. Koncern General Motors (NYSE: GM), chcąc rozwijać się poza tradycyjną branżą motoryzacyjną, zainwestował 500 milionów w Lyft, zaś Apple (NASDAQ: AAPL) wspomógł miliardem dolarów chińską spółkę transportową Didi Chuxing. Poza konkurencją Uber ma jeszcze inny problem - w Stanach Zjednoczonych zapotrzebowanie na usługi jest niewielkie. Bardzo wielu ludzi ma własne samochody, więc aplikacja nie jest dla nich przydatna. Z badań Pew Research Center wynika, że jedynie 15% Amerykanów słyszało o Uberze.
Uberowi marzy się przyszłość, w której ludzie nie kupują samochodów, lecz jedynie wynajmują je przez aplikację, gdy muszą gdzieś dojechać. Firma inwestuje też mnóstwo pieniędzy w rozwój samoprowadzących się samochodów, których producenci muszą póki co uporać się z kontrowersjami i przepisami dotyczącymi kierowców. Miną jednak dziesiątki lat, nim te wyobrażenia staną się rzeczywistością na większą skalę, co oznacza, że Uber będzie musiał w końcu wejść na giełdę, by zgromadzić kapitał na dalsze funkcjonowanie. Gdy to nastąpi, finanse i praktyki firmy zostaną poddane publicznej ocenie, co prawdopodobnie zmusi ją do zmiany polityki na mniej agresywną i beztroską. Uber może zarówno odnieść jeden z najszybszych i najbardziej spektakularnych sukcesów w branży technologicznej, jak i ponieść jedną z najdotkliwszych porażek. Przyszłość firmy zależy, podobnie jak w przypadku innych spółek technologicznych, od tego, czy będzie ona w stanie nadal rozwijać się w oszałamiającym tempie. Jeśli w ciągu najbliższych kilku lat stanie w miejscu, a wejście na giełdę będzie wciąż odsuwane w czasie, inne firmy zajmujące się transportem na żądanie wypełnią lukę. Przyszłość Ubera jest niepewna, w momencie debiutu giełdowego inwestorzy będą więc musieli zachować ostrożność.