Ostatnie wypowiedzi i ruchy Donalda Trumpa mogą sugerować, że nie boi się działać w pojedynkę, nie licząc się z reakcjami nie tylko sojuszników, ale także i przeciwników. Jednym z takich działań jest kwestia Korei Północnej.
Korea Północna to swego rodzaju państwo-relikt poprzedniej epoki. Państwo totalnie odizolowane od reszty świata i trwające w totalitarnym reżimie Kim Dzong Una jest jednak przez wiele państw zachodnich, w tym USA, uznawane za spore zagrożenie. Jest tak z powodu niemałej ilości broni nuklearnej posiadanej przez Koreę Północną. Sytuacja jest o tyle napięta, że Kim Dzong Un na tym nie poprzestaje, bo oprócz tego przeprowadza również testy nuklearne.
W ciągu dekady 2006-2016 odbyło się 5 takich testów, a ostatni miał miejsce 9 września 2016 roku. Wszystkie te czynniki znacząca wpływają na postrzeganie Korei Północnej. W przeprowadzonej w poprzednim roku ankiecie instytut badania opinii społecznej Gallup spytał obywateli Stanów Zjednoczonych o państwo, które jest dla nich największym zagrożeniem. Korea Północna z 16% głosów wyprzedziła tutaj Rosję (15%), Iran (15%) czy Chiny (12%). Pokazuje to, że Amerykanie mają świadomość zagrożenia, jakie pochodzi z Półwyspu Koreańskiego.
Doskonale wie o tym także administracja Donalda Trumpa, jak i on sam. W ostatnich dniach zrobiło się głośno o wypowiedzi Sekretarza Stanu w administracji Trumpa, Rexa Tillersona. Podczas wizyty w Korei Południowej Tillerson oznajmił, że okres ,,strategicznej cierpliwości" Waszyngtonu skończył się i trzeba rozważać wszystkie opcje. Wspominał, że mimo iż oczywistym jest, że Stany Zjednoczone nie chcą konfliktu militarnego, to taka opcja jest brana pod uwagę, jeśli polityka Kima się nie zmieni. Tillerson zasugerował też niewdzięczność drugiej strony, wspominając o tym, że USA wydała 1,5 miliarda dolarów na wsparcie dla Korei Północnej, podczas gdy ta przeprowadza testy nuklearne i bez przerwy atakuje Stany Zjednoczone. Wydaje się to szczególnie znaczące, kiedy coraz głośniej jest o doniesieniach kolejnych prób z użyciem broni atomowej przez KRLD. Na koniec Sekretarz Stanu wyraził zaniepokojenie nadal bliskimi relacjami Chin z Koreą Północną, między innymi wspólnymi ćwiczeniami.
Swoje trzy grosze dołożył oczywiście sam Donald Trump. Najpierw na Twitterze napisał, że Korea Północna ,,zachowuje się bardzo źle". Następnie w wywiadzie dla ,,Financial Times" zaznaczył, że jeśli nie uda się współpraca z Chinami w sprawie KRLD, poradzi sobie sam. Oznajmił też, że nie widzi żadnych przeszkód, żeby Stany Zjednoczone ten problem rozwiązały bez pomocy Chin. Trump niejednokrotnie podkreślał, że bardzo poważnie traktuje zagrożenie ze strony Korei Północnej, i jak widać, próbuje intensywnie działać w tym kierunku.
Znaczącym krokiem w tej sprawie na pewno jest spotkanie Trumpa z prezydentem Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpingiem. Obaj panowie spotkali się 7 kwietnia i mimo poprzednich, dość kontrowersyjnych wypowiedzi obecnego prezydenta USA na temat Chin (m. in. o tym, że Chiny ,,nie pomagają" w rozwiązaniu problemu z Koreą), a także bardzo wielu zarzutów wobec Państwa Środka w sprawach ekonomicznych, rozmowa była ponoć dosyć przyjemna, mimo że żadnych konkretów nie uzyskano. Prezydenci obu państw nawiązali jednak kontakt towarzyski i na pewno łatwiej będzie im rozmawiać w przyszłości.
Problemu z Koreą Północną jednak nie udało im się rozwiązać i należy bacznie obserwować sytuację w tym regionie. Podczas prezydentury Donalda Trumpa wydarzenia na Półwyspie Koreańskim mogą przyspieszyć i trudno powiedzieć, jak napięcie między USA a KRLD, a pośrednio również Chinami, zostanie rozładowane.