Jeden z liderów usług dostaw żywności - Grubhub (NYSE:GRUB) przeżywa na giełdzie w Nowym Jorku bardzo trudny czas. Trend spadkowy nabrał tempa pod koniec października, gdy inwestorzy zapoznali się z dokonaniami spółki z ostatniego kwartału. Grubhub tylko w październiku stracił 39% wartości.
Grubhub prowadzi tożsamą działalność jak znany z polskich ulic Uber Eats (NYSE:UBER) z tą różnicą, że obejmuje obszar tylko Stanów Zjednoczonych i jest rentowny, a poza dostawami obsługuje kilka portali, poprzez które można składać zamówienia do bogatej sieci lokali. W ciągu ostatnich kilku kwartałów Grubhub odnotował jednak znaczące spowolnienie kluczowych wskaźników, takich jak przychody, wzrost ilości klientów czy sprzedaży brutto, co w efekcie doprowadziło nawet do utraty żółtej koszulki lidera na rynku amerykańskim (na rzecz Doordash). Na pierwszy rzut oka sytuacja nie wygląda dramatycznie. Przychody kwartalne wzrosły o 30% r/r do 322 mln USD, wzrost o 29% puli klientów do 21,2 mln, którzy złożyli zamówienia na łączną kwotę 1,4 mld USD. Dało to łączny dochód netto 0,27 USD na akcję, co jest zgodne z prognozami, ale przy zyskach 0,45 USD rok wcześniej wygląda - delikatnie mówiąc - słabo. I właśnie bieżące zyski, a także przede wszystkim niepewność co do planów strategicznych i ponure prognozy na kolejne miesiące (jak prognozowane przychody w czwartym kwartale w wysokości 315 do 335 mln USD, wobec oczekiwanych 387 mln USD) wywołały popłoch akcjonariuszy.
Jakby tego było mało, firma jest poddawana kontroli ze strony organów regulacyjnych w zakresie niewłaściwych praktyk biznesowych. W Filadelfii wytoczono również proces przeciwko spółce, o wartości wielu milionów dolarów, oskarżając ją o pobieranie opłat od restauracji za zamówienia, które nigdy nie doszły do skutku. W Nowym Jorku organy nadzoru oskarżają Grubhub o łamanie prawa przez pobieranie zbyt wysokich prowizji, twierdząc, że to szkodliwe działanie dla właścicieli małych restauracji. Grubhub, który jest właścicielem Seamless - największej w Nowym Jorku platformy do zamówień żywności, może na tym sporo stracić, jeśli wejdzie w życie prawo ograniczające wysokość pobieranego "haraczu" do 10%.
Inwestorów nie przekonały słowa dyrektora generalnego Matt'a Maloney o tym, że firma "wkracza w kolejną fazę wzrostu w branży zamówień online w Stanach Zjednoczonych' czy tłumaczenia, że pogorszenie statystyk ma związek z nasilającą się konkurencją i kaprysami nielojalnych klientów, korzystających naprzemian z różnych aplikacji, które mają zainstalowane w telefonie (Uber Eats, goPuff, Munchery i inne). Aby ich długoterminowo zatrzymać, spółka jest zmuszona ponosić inwestycje w bezpłatne dostawy od kluczowych partnerów jak KFC (NYSE:YUM), McDonald's (NYSE:MCD), co nie pozostaje bez wpływu na końcowy bilans. Mówiąc wprost - rynek dostaw zamówień gastronomicznych osiągnął stan wysokiego nasycenia oraz konkurencyjności i coraz trudniej o wzrost zasięgów i skali biznesu. Widocznie zauważył to także Amazon (NASDAQ:AMZN), który w połowie roku wygasił podobną usługę Amazon Restaurants.
Ponadto same restauracje widząc zażartą konkurencję pomiędzy dostawcami wiedzą, że mają wybór i naciskają na pośredników, aby ci negocjowali z nimi wysokie, bo nawet 30% prowizje od każdego zamówienia.
Biorąc pod uwagę piętrzące się naciski ze strony organów regulacyjnych i kłopoty biznesowe, przed którymi stoi obecnie Grubhub, mające istotny wpływ na wyniki finansowe firmy, niewiele pozostaje argumentów zachęcających do zakupu jej akcji. Inwestorzy zainteresowani branżą restauracyjną powinni poważnie się zastanowić, czy warto jest obecnie 'ładować' się w papiery zmaltretowanego dostawcy, zanim ten nie wykaże w przyszłym roku, że odwrócił tendencję spadkową.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy akcje spółki potaniały o 57%.