W świecie zdominowanym przez różne trendy świetnie radzą sobie sieci takie jak H&M (STO: HM-B) czy Primark, które bardzo szybko wprowadzają do oferty najmodniejsze wzory i kroje. Segment fast fashion opiera się właśnie na błyskawicznej produkcji i sprzedaży ubrań zgodnych z trendami prezentowanymi podczas Fashion Week w korzystnych dla przeciętnego klienta cenach. System się sprawdza - Zara (BME: ITX) jest w stanie wprowadzić nowy płaszcz do sklepów w ciągu zaledwie 25 dni od powstania projektu. Jeśli jednak przyjrzymy się szybkiemu rozwojowi grupy Boohoo.com (LON: BOO), której akcje w 2016 r. zyskały 260%, możemy się zastanawiać, czy to nie internetowe sklepy odzieżowe stanowią przyszłość mody.
Spółka Boohoo.com, której siedziba znajduje się w Manchesterze, powstała w 2006 r. Przedsiębiorstwo kierowane przez Mahmuda Kamani oraz Carol Kane za cel obrało sobie stworzenie własnego rynku sprzedaży detalicznej w Internecie. Do Boohoo.com należą submarki boohoo, boohooMAN oraz PrettyLittleThing. Ich design przypomina ten znany z Zary, lecz najnowsze ubrania dostępne są jeszcze szybciej. Boohoo zamawia najpierw wiele różnych produktów w niewielkich ilościach, po czym obserwuje sprzedaż i wycofuje te, które się nie przyjęły. Dzięki temu klienci stale mają szeroki wybór i dostęp do najnowszych trendów.
W ubiegłym tygodniu poinformowano, że Boohoo osiągnęło imponującą wartość rynkową, przekraczającą 500 mln dolarów. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to szczególnie istotne. Jednak rozwój Boohoo ma znaczenie w obliczu coraz słabszej sprzedaży w sklepach detalicznych na całym świecie. H&M notuje spadek zysków, zaś American Apparel złożyło już wniosek o ogłoszenie upadłości. Inne znane sieci, m.in. Ralph Lauren (NYSE: RL) oraz J.Crew, zaczęły zwalniać pracowników. Podczas gdy cała branża boryka się z problemami, innowacyjne podejście Boohoo pozwala na zwiększenie przychodów. Przedsiębiorstwo koncentruje się na rynku internetowym, co bezpośrednio wpływa na jego zyski.
W ostatnim czasie sprzedawcy detaliczni rezygnują z otwierania kolejnych sklepów stacjonarnych. Dzięki temu mogą co tydzień wprowadzać tysiące nowych projektów, zgodnych z najnowszymi trendami. Takie podejście okazało się opłacalne - tylko w Stanach Zjednoczonych przychody Boohoo wzrosły o 145%, z 17 mln do 43 mln dolarów. Przedsiębiorstwo tworzy markę również za pośrednictwem sieci społecznościowych, wykorzystując Instagram w celu zwiększenia sprzedaży.
Interakcja Boohoo z klientami, do której firma przywiązuje tak dużą wagę, wychodzi jednak czasem także poza Internet. Niedawno ubrania marek należących do spółki pojawiły się w sklepach typu pop-up (otwartych jedynie tymczasowo) w pobliżu amerykańskich kampusów uniwersyteckich, co umożliwiło nawiązanie bezpośredniego kontaktu z milenialsami. W ten sposób Boohoo może jednocześnie dbać o rozwój marki w Internecie oraz utrzymywać relacje z grupą docelową poza siecią.
Z całą pewnością można stwierdzić, że amerykański rynek sprzedaży detalicznej zmienia się w błyskawicznym tempie. Biorąc pod uwagę rozwój sieci takich jak Boohoo, oferujących najnowsze trendy w niskiej cenie, wydaje się, że przyszłość mody stanowią nie sklepy stacjonarne, a właśnie internetowe.