Po miesiącach politycznych przepychanek, które przyniosły serię projektów propozycji, wspólnych listów, nadzwyczajnych spotkań i coraz bardziej tajemniczych oświadczeń, Unia Europejska zatwierdziła ostatnio pierwszy w historii limit cen gazu. Unijni ministrowie wypracowali porozumienie w sprawie limitu podczas ostatniej w tym roku Rady ds. Energii w Brukseli.
"Kolejne mission impossible zrealizowane" - powiedział po zebraniu czeski minister handlu Jozef Síkela. "Dzisiejsze porozumienie było nie tylko naszym obowiązkiem" - powiedział. "Co ważniejsze, był to nasz obowiązek wobec naszych obywateli i przedsiębiorstw, którzy czekali na nasze działanie".
Ten bezprecedensowy środek ma na celu ograniczenie cen energii, gdy Unia przeżywa spory kryzys zaostrzony decyzją Rosji o zaprzestaniu dostaw paliw kopalnych do UE w odwecie za sankcje za wojnę w Ukrainie. Limit, zatwierdzony przez ministrów, zostanie uruchomiony, gdy ceny gazu osiągną poziom 180 euro za megawatogodzinę w ciągu co najmniej trzech kolejnych dni sesyjnych. To znacząca zmiana w stosunku do pierwotnej propozycji Komisji Europejskiej, która zakładała uruchomienie limitu, gdy ceny gazu osiągną poziom 275 euro/MWh przez 10 kolejnych dni. Limit, który ma zostać zaimplementowany 1 lutego i wejść w życie 15 lutego, będzie jednak wiązać się z surowymi warunkami i gwarancjami zawieszenia w przypadku, gdyby się nie powiódł.
Urzędnicy unijni wcześniej opisywali to jako instrument "odstraszania" mający na celu zapobieganie nadmiernej spekulacji. Ograniczenie ma obowiązywać na platformie Title Transfer Facility (TTF), wiodącego europejskiego centrum handlu gazem i innych podobnych platform. Ceny ustalane codziennie w TTF mają duży wpływ na rachunki, jakie co miesiąc otrzymują firmy i konsumenci. Limit zostanie aktywowany automatycznie, ale tylko wtedy, gdy zostaną spełnione dwa kluczowe warunki: jeśli ceny TTF osiągną lub przekroczą 180 EUR za megawatogodzinę przez co najmniej 3 dni, a także jeśli ceny TTF będą wyższe o 35 EUR od odniesienia rynkowego skroplonego gazu ziemnego (LNG) przez co najmniej 3 kolejne dni sesyjne. Celem UE jest zapobieżenie rekordowemu skokowi, jakiego doświadczyły TTF latem, kiedy rządy rzuciły się, by pompować gaz do swoich podziemnych magazynów. Od tego czasu ceny ustabilizowały się, ale pozostają wysokie.
Po aktywacji pozostanie aktywny przez 20 dni, ale w przypadku, gdy ograniczenie doprowadzi do spadku dostaw gazu, wymusi racjonowanie, podsyci niestabilność finansową, zagrozi istniejącym kontraktom lub zachęci do zużycia energii, może zostać wręcz zawieszone decyzją Komisji Europejskiej. Limit będzie dotyczył wyłącznie kontraktów z miesięcznym, trzymiesięcznym i rocznym wyprzedzeniem zawieranych w TTF, które stanowią ponad jedną piątą transakcji hubu, ale mają duży wpływ na wszystkie transakcje gazowe.
Takie zabezpieczenia były przedmiotem szczególnej troski krajów takich jak Niemcy, Holandia, Austria, Dania i Estonia, które od miesięcy wyrażały głęboki sceptycyzm co do pułapu cenowego, twierdząc, że niezawodne dostawy są ważniejsze niż przystępne ceny. Z drugiej strony kraje takie jak Belgia, Polska, Włochy, Grecja, Hiszpania i Portugalia upierały się, że pułap cenowy jest niezbędnym narzędziem do walki z kryzysem energetycznym i ochrony konsumentów i firm przed gwałtownymi wzrostami rachunków.
W obliczu takich wątpliwości i zażartych dyskusji, nie może dziwić, że kraje UE nie były w głosowaniu nad limitem jednogłośne. Holandia i Austria wstrzymały się od głosu, a Węgry głosowały przeciw. Budapeszt określił ten limit jako "szkodliwy, niebezpieczny i całkowicie niepotrzebny" środek i sprzeciwił się temu, że do jego wprowadzenia wymagana jest większość kwalifikowana, a nie jednomyślność. "Kiedy okaże się, że był to całkowicie niepotrzebny, niebezpieczny i szkodliwy środek dla całej Europy, wszyscy powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności" - powiedział minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó.
Kreml, z kolei, zdążył już określić limit jako "nie do zaakceptowania", twierdząc, że jest to "pogwałcenie" procesu rynkowego, który ustala ceny. Wydaje się jednak, że Unia Europejska nie zboczy na razie z drogi uprzykrzania życia Rosji w sprawach energetycznych.