Debiut Snowflake pokazuje, że inwestowanie w IPO bywa ryzykowne

Ubiegłotygodniowe IPO i debiut giełdowy Snowflake (NYSE:SNOW) wzbudziły na parkiecie w Nowym Jorku wiele emocji. Największe w historii IPO dla firmy programistycznej stało się faktem, a pierwszy dzień notowań zamknięto z ponad 100% zyskiem. Tylko czy przeciętny śmiertelnik mógł na tym zarobić?

Firma zajmująca się produkcją oprogramowania do przetwarzania dużej ilości danych w chmurze, początkowo chciała zaoferować inwestorom 28 milionów akcji po 75-85 USD, co wyceniało firmę na 48-krotną wartość rocznych przychodów. Zdania były podzielone, jednak ogólnie analitycy przyjęli tę propozycję dobrze.

I wówczas pojawiły się komplikacje, ponieważ po sieci rozeszła się (potwierdzona) wiadomość, że do akcjonariatu spółki wchodzi Berkshire Hathaway Warrena Buffetta (NYSE:BRK.A) (NYSE:BRK.B), które miało zainwestować w akcje za ponad 0,5 miliarda USD. Wiadomość, że Wyrocznia z Omaha wspiera Snowflake przyniosła natychmiastowy efekt i lawinę zainteresowania, a cena akcji w IPO znacznie wzrosła, ostatecznie uzyskując pułap 120 USD za akcję. Nazwisko Buffetta zwróciło uwagę tysiecy innych mniejszych inwestorów, którzy nie załapali się na akcje w IPO i chcieli je kupić już na rynku publicznym, w oczekiwaniu na dalszy wzrost. Napór i ekscytacja kupujących chcących nabyć akcje po każdej cenie była tak duża, że pierwsze transakcje publiczne wykonano po 245 USD.

- $this->copyright_for_current_language

Innymi słowy, tylko na samym marketingu zbudowanym wokół Buffetta, cena akcji wzrosła trzykrotnie w stosunku do pierwszych szacunków, jeszcze zanim rozpoczęto handel akcjami. Wzrost był napędzany głównie przez inwestorów detalicznych, którzy najpewniej nie potrafią wyjaśnić, czym firma się właściwie zajmuje.

- $this->copyright_for_current_language

Jednak 245 USD to było nadal mało i w ciągu kilku minut cena chwilowo osiągnęła astronomiczny pułap 319 USD. W między czasie giełda na chwilę wstrzymała notowania spółki, aby uspokoić nastroje. Ostatecznie pierwszy dzień notowań zakończono po cenie niespełna 254 USD, co dało stopę zwrotu niecałych... 4% dla kogoś, kto kupił spółkę na wejściu w rynek. Słaby zarobek jak na tyle szumu i tak wysoką zmienność. Dziś, w kilka dni później, akcje notowane są po 235 USD (na zamknięcie sesji 22 września), inwestorzy kupujący pierwszego dnia są w stratach, a branża coraz głośniej mówi o tym, że sprawy potoczyły się za daleko i trzeba zejść z chmury na ziemię, ponieważ 'płatek sniegu' to obecnie najdroższa spółka w całym sektorze technologicznym, z kapitalizacją 61,6 miliarda USD i wyceniana na ponad 150-krotność ubiegłorocznych przychodów (wskaźnik P/S).

Przypomnijmy, że według prospektu spółka za ostatatnie 12 miesięcy wykazała przychody 402,7 miliona USD i stratę netto w wysokości 342,6 miliona USD. W kategorii ogólnego przewartościowania, Snowflake zostawia peleton podobnych mu programistycznych spółek, a także konkurentów z chmurowej branży, daleko w tyle. Nawet histerycznie przewartościowany Zoom Video (NASDAQ:ZM) z P/S 98 i ponad 600% wzrostem licząc od początku roku to okazja.

Przeczytaj też: Wyższa szkoła jazdy, czyli jak inwestować w akcje IPO?

Konkludując, historia IPO Snowflake przynosi kilka kluczowych lekcji dla inwestorów chętnych inwestować w nowe spółki wchodzące na giełdę, o czym często piszę na łamach 'Paszportu'. Na horyzoncie widać kolejne bardzo duże i wyczekiwane oferty m.in. od Robinhood, Airbnb czy Palantir, gdzie sytuacja może się powtórzyć.

- $this->copyright_for_current_language

  • Firmy wchodzące na giełdę nie 'wypadły spod ogona' i doskonale zdają sobie sprawę, że dobra koniunktura na giełdzie to okazja, aby sprzedać się drogo, stąd też często ceny akcji w fazie IPO są już mocno naciągnięte względem wyników finansowych danej spółki. Innymi słowy, akcjonariusze, którzy inwestują w takie firmy we wczesnych fazach w trakcie prywatnych rund finansowania w myśl zasady 'kupuj tanio, sprzedaj drogo', chętnie ubierają inwestorów publicznych w akcje po najdroższej możliwej cenie.
  • Z punktu widzenia polskiego inwestora, zapisy na IPO spółek amerykańskich są niedostępne, możemy je kupować dopiero na rynku publicznym. A tam popularne akcje osiągają z reguły dużo wyższe ceny, niż ma to miejsce w trakcie zapisów. Jak się okazało, zanim większość inwestorów miała szansę zainwestować w pierwszą ofertę publiczną Snowflake, ten kosztował na parkiecie trzy razy więcej i jest wyraźnie przewartościowany.
  • IPO to ryzykowny zakład, a zdecydowana większość akcji inaugurujących giełdowe notowania, nie przynosi inwestorom kupującym na debiucie, dodatnich stóp zwrotu. Bandycka polityka ultradrogiego sprzedawania udziałów w IPO, nie zostawia inwesorom publicznym pola do wzrostów. W przypadku Snowflake, zanim rozpoczęto handel od 245 USD, pociąg nie tylko dawno wyjechał ze stacji - był już trzy stany dalej. Stąd też symboliczny niespełna 4% zysk pierwszego dnia.
  • Z uwagi na wysoki popyt inwestorów na nowe spółki, akcje z IPO to materiał raczej dla krótkoterminowej spekulacji, niż długoterminowego 'kup i trzymaj'.
Reasumując, na chwilę obecną inwestorzy powinni raczej wystrzegać się spekulacji akcjami Snowflake i szukać innej, lepszej i tańszej spółki z sektora technologicznego.

- $this->copyright_for_current_language