Pandemia koronawirusa zmusiła każdego zarządzającego funduszem i analityka do zostania epidemiologiem amatorem. Szef fundusz Jefferies, Christopher Wood podzielił się ostatnio ciekawym spojrzeniem na obecną sytuację na rynku.
Specjalista uważa, że ostatnie dane, które wykazały wzrost przypadków poza obszarem metropolitalnym Nowego Jorku, wyglądają zachęcająco. Zauważa, na przykład, że mediana wieku nowych pozytywnych przypadków na Florydzie spadła z 50 w kwietniu do 33 w ostatnich dniach, i że, co najważniejsze, liczba zgonów spada nawet w miarę narastania nowych przypadków. Poza tym, nowe przypadki są wykrywane z większą skutecznością, ponieważ wzrosła liczba testów, a chorują głównie młodsi i zdrowsi ludzie. Zdaniem Wooda istnieje możliwość, że COVID-19 może po prostu wypalić się, ponieważ mutuje w mniej zjadliwą formę.
"Jeśli rzeczywiście tak jest, może to doprowadzić do rynku byka". Inwestorzy z pewnością powinni mieć otwartą perspektywę na taką możliwość", mówi Wood. Więcej dobrych wiadomości na temat koronawirusa pochodzi z Europy Zachodniej, ponieważ nowe przypadki i zgony, poza granicami Wielkiej Brytanii, są o około 90% niższe po ośmiu tygodniach od ponownego otwarcia. Wood zaleca strategię sztangi polegającą na posiadaniu zarówno akcji wzrostowych, jak i wartościowych. Według Wooda akcje wzrostowe osiągnęły lepsze wyniki ostatnio ze względu na obawy drugiej fali, podczas gdy akcje wartościowe powinny wzrosnąć, gdy na rynku pojawią się rozmowy o ożywieniu w kształcie litery "V". Odnowione zmiany w cyklach koniunkturalnych powinny również doprowadzić do poprawy wyników Europy i Japonii, biorąc pod uwagę większe cykliczne przekładanie się ich indeksów, dodaje. Jeśli nawet nie ma racji co do wirusa, Wood nadal uważa, że nie dojdzie do powszechnych przestojów. Ten punkt został wzmocniony przez samego prezydenta Donalda Trumpa w tweecie, w którym napisał, że gospodarka amerykańska nie zostanie ponownie zamknięta.
Inwestorzy mają tendencję do uważnego obserwowania inflacji, i to nie bez powodu. Cały sens inwestowania polega na podnoszeniu wartości pieniądza, dlatego kluczowe jest dotrzymywanie kroku rosnącym cenom. Jednak dla coraz większej liczby amerykańskich inwestorów zdrowe podejście do inflacji zostało zastąpione obawą, że USA znajdują się na granicy rosnących cen. Co prawda, obecne otoczenie wydaje się być sprzyjające inflacji. Dużo pieniędzy krąży wokół. Rezerwa Federalna wstrzyknęła do tej pory gospodarce około 3 bilionów dolarów w tym roku. Dodajmy do tego przewidywany deficyt budżetu federalnego w wysokości 3,7 bln dolarów na rok 2020, według Biura Budżetu Kongresu, prawie trzykrotnie wyższy od poprzedniego rekordu 1,4 bln dolarów w 2009 roku. Tymczasem Covid-19 zakłóca łańcuchy dostaw i przyspiesza załamanie się światowego handlu. Koktajl obfitych zapasów gotówki i kurczących się zapasów jest receptą na wyższe ceny. Wciąż jednak wpływ na portfele jest daleki od jednoznacznego. Niewiele jest przykładów historycznych, na które można by wskazać, ponieważ inflacja rzadko stanowiła zagrożenie dla amerykańskich inwestorów. Tradycyjny portfel 60/40 amerykańskich akcji i obligacji, reprezentowany przez Indeks S&P 500 i długoterminowe obligacje rządowe, od 1926 r. do maja przynosił realny lub nie uwzględniający inflacji zwrot w wysokości 5,8% rocznie, w tym dywidend, co jest najdłuższym okresem, dla którego dostępne są dane liczbowe. W okresie 10 lat, liczonym miesięcznie, stopa zwrotu była dodatnia i wynosiła 89% w ujęciu realnym.