Światowe newsy kręcą się ostatnio wokół Mistrzostw Świata w piłce nożnej - te obecne odbywają się w Rosji i jak zawsze przyciągają uwagę całego świata. Nieco w cieniu jednak przemknęła inna ważna piłkarska (i nie tylko) wiadomość - w 2026 roku mundial gościć będą trzy kraje Ameryki Północnej - Kanada, Stany Zjednoczone i Meksyk.
Proces wyboru gospodarza, jak zawsze, był długi i żmudny, jednak tym razem chętnych było nieco mniej niż zazwyczaj. Przyczyniło się do tego na pewno rozszerzenie turnieju. Zarówno w tym roku, jak i 2022, w mundialu wystąpią jeszcze 32 drużyny, ale w 2026 już 48. Nietrudno policzyć, że liczba meczów zwiększy się do 60., co oznacza konieczność przygotowania większej liczby stadionów, na co mało kandydatów była gotowa.Gotowe, oprócz kandydatury północnoamerykańskiej, było Maroko, które już po raz piąty starało się o organizację mistrzostw. Niestety dla nich, znów się nie udało. Na ich kandydaturę zagłosowało jedynie 65 państw, a na konkurencję 134, co oznaczało, że mundial po raz pierwszy od 1994 roku zagości w Ameryce Północnej.
Wtedy, zresztą, odbył się on w Stanach Zjednoczonych, tyle, że wtedy były one samodzielnym gospodarzem. FIFA nie ukrywała wtedy, że celem była popularyzacja ,,soccera" w USA, który przecież popularnością nie ma co się mierzyć z typowymi, amerykańskimi sportami, jak koszykówka, futbol amerykański czy baseball. Turniej był sukcesem (m. in. jeśli chodzi o frekwencję ), chociaż na efekty odnośnie popularności piłki nożnej w Stanach trzeba było trochę poczekać. Dopiero w ostatnim czasie, także dzięki lidze Major League Soccer, futbol staje się naprawdę popularny.
Jeśli chodzi o sam mundial w 2026 roku, wstępnie ustalono już, jak ma mniej więcej wyglądać podział miast-gospodarzy pomiędzy kraje. Tak jak wstępnie zakładano, to Stany Zjednoczone biorą na siebie największy ciężar organizacji. W USA mecze rozgrywane będą na 10 stadionach, a zarówno w Kanadzie, jak i Meksyku, jedynie po 3. Póki co, kandydatur jest 23, jednak liczba ta ma zostać zwężona do 16 w 2020 lub w 2021 roku. Wśród amerykańskich miast próżno szukać niespodzianek - prym wiodą wielkie, futbolowe stadiony, jak Rose Bowl w Pasadenie niedaleko Los Angeles (gdzie odbył się finał mistrzostw świata w 1994 roku), MetLife Stadium niedaleko Nowego Jorku czy FedEx Field niedaleko stołecznego Waszyngtonu.
Oprócz wielkiego piłkarskiego święta, mundial, to też, oczywiście, wielkie święto komercyjne. Zazwyczaj jedynie dla FIFA, która na każdym turnieju zarabia spore pieniądze. Inaczej sprawa się ma z gospodarzami, którzy muszą przecież zapewnić całą infrastrukturę turniejową (o czym Polacy przekonali się podczas organizacji EURO 2012). W oszacowaniu kosztów pomagają nam dane z poprzednich turniejów - koszty rosną bądź utrzymują się na podobnym poziomie już od kilku dekad. Na wspomniany wcześniej mundial w USA w 1994 wydano 5 miliardów dolarów, w 2014 w Brazylii 15 miliardów, a na obecny, w Rosji, nieco ponad 14. Organizatorzy mundialu w 2026 mówią, nie bez racji, że w tym przypadku koszty będą znacznie mniejsze. Prawie wszystkie stadiony są, bowiem, już zbudowane, co drastycznie obniża wydatki. Od początku podkreślał to zresztą prezydent FIFA, Gianni Infantino, przez co kandydatura trzech północnoamerykańskich państw od początku była faworyzowana. Nie bez znaczenia był też oczywiście fakt, że to tam, a nie w Maroku, mamy do czynienia z największą gospodarką świata.
Jak to bywa w USA, nic nie odbywa się tam bez symbolicznego chociażby udziału prezydenta, a szczególnie, gdy jest nim Donald Trump. Prezydent bardzo wspierał kandydaturę swojego kraju, możnaby nawet powiedzieć, że za bardzo. Pod koniec kwietnia wysłał nawet tweeta, gdzie uznał, że brak wsparcia dla kandydatury północnoamerykańskiej ze strony sojuszników USA byłby "wstydem". Słowa te wywołały małą burzę, niektórzy odczytywali je nawet jako pewien rodzaj groźby. Jak się jednak okazało, nie przeszkodziło to w wyborze USA, Kanady i Meksyku jako gospodarzy mundialu w 2026 roku.