Gigant streamingu video Netflix (NASDAQ:NFLX) był jednym z największych wygranych pandemii Covid-19, a obecnie stał się największym przegrywem roku w czasie niedomagającego indeksu S&P500.
Spółka straciła o trzy czwarte giełdowej wartości od szczytu w listopadzie 2021 roku, co oznacza, że od wielu lat nie było lepszego momentu na przyglądanie się akcjom Netflixa na giełdzie. Spadek jest wręcz niewyobrażalny, tym bardziej, że jest to taka sama firma, jaką była pół roku temu. Choć nie do końca, można mówić o pewnym kryzysie tożsamości korporacyjnej, który dosięga każdą firmę odnoszącą ponadprzeciętne sukcesy, a także majstrowaniu przy modelu biznesowym i wydawniczym, o czym później.
Czy po tak gwałtownej przecenie możemy mówić o okazji i zacząć kupować akcje Netflixa?
Jak to zwykle bywa - to zależy. Netflix jako dojrzały podmiot w swojej branży, nie ma już tej dynamiki wzrostu co kiedyś i było to wyraźnie widać po danych za pierwszy kwartał. W tym okresie Netflix zwiększył przychody tylko o 9,8% r/r i stracił 200 tys. abonentów. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że znacznie przyczyniło się do takiego wyniku wyłączenie usługi w Rosji, która odcięła pulę 700 tys. klientów, co oznacza, że serwis pozyskał i tak 0,5 miliona nowych. Ten zaskakujący wynik, a także prognozy kierownictwa, że w drugim kwartale może odpłynąć kolejne 2 miliony, skutecznie wystraszyły inwestorów, którzy od kilku miesięcy głównie sprzedają akcje. Być może reakcja rynku jest wysoce przesadzona, ponieważ serwis nadal obsługuje 220 milionów abonentów - liczbę wysoce niedostępną dla konkurencji, niemniej jednak napompowana duma firmy, która kwitła w czasie pandemii, została delikatnie nadszarpnięta. W okolicznościach spowolnionego wzrostu, firma zgłosiła nowe pomysły na wyciśnięcie z obecnej społeczności większej ilości pieniędzy, w tym wprowadzenia tańszych taryf abonamentowych z reklamami, czym zaskoczyła inwestorów i analityków, ponieważ ten model przez wiele lat był przez firmę odrzucany. Kolejnym ogniwem, nad którym pracuje Netflix jest ograniczenia możliwości udostępniania haseł innym osobom, tak, aby przekształcić pulę około 100 milionów gospodarstw domowych, które dzielą się kontami, na rzeczywistych klientów. Kiedy czasy wzrostu po kilka milionów kont na kwartał stały się (tymczasowo?) tylko historią, bardziej rygorystyczne stanowisko firmy w tej materii - jeśli zadziała - może znacznie podnieść przychody w kolejnych kwartałach. Z drugiej strony platforma Netflixa nie jest najtańsza, stąd też istnieje obawa, że część widzów odejdzie do tańszej konkurencji. Albo i nie.
Komentatorzy ogółem wskazują, że wprowadzenie tańszego, opartego na reklamach modelu subskrypcji, przyniesie firmie więcej korzyści niż strat, pozwoli pozyskać wielu nowych klientów i zwiększyć przychody.
Poza tym są zdania, że Netflix, choć ostatnio nieco zwolnił obroty, nadal ma dobre perspektywy. Wprawdzie firma jest bliska osiągnięcia nasycenia w USA, jednak globalnie wciąż ma mnóstwo możliwości ekspansji, poza Chinami, gdzie nie jest oferowany. Obecne 220 milionów abonentów jest dalekie od szczytu podłączeń do kablówki w ilości 1,1 miliarda gospodarstw domowych w 2020 roku lub około 700 milionów gospodarstw domowych z szerokopasmowym internetem. Jeśli wziąć pod uwagę ten czynnik, jest tu jeszcze dużo miejsca na rozwój. Ponadto Netflix deklasuje konkurencję w zakresie budżetów na produkowane treści (dlatego konkurencja uprawia mniej intensywny model wydawniczy). Przez ostatnie lata firma korzystała z taniego pieniądza i niewielkiej konkurencji, zwiększając poziom skali, co dziś pozwala na wygenerowanie wysokich budżetów na produkcje, jednocześnie utrzymując rentowność dzięki ogromnej bazie subskrybentów.
Za atrakcyjnością akcji Netflixa przemawiają także wskaźniki. Według stanu na 29 czerwca, cena do zysku (P/E) kształtuje się na poziomie 16,19, to mniej niż średnia wycena indeksu S&P500 wynosząca 20,3, a także skrajnie niska wartość w stosunku do średniej P/E firmy z 10 lat wynoszące 182. Jeśli zmierzyć firmę tylko historią tego wskaźnika, Netflix jest ekstremalnie tani.
Jednak aby inwestorzy tłumnie wrócili do kupowania akcji giganta streamingu, Netflix musi wrócić do solidnego wzrostu liczby abonentów i przychodów. I tu pojawia się wątek majstrowania przy modelu wydawniczym, który ostatnio obserwujemy.
Obecnie na antenie Netflixa odbywa się ogromny eksperyment, który być może wpłynie na przyszłość rozrywki. Eksperyment jest lepiej znany jako najnowszy sezon "Stranger Things". Przy okazji jego publikacji Netflix zaburzył pionierski model wydawania całych sezonów od razu, według którego działał przez lata. Podstawowa różnica jest taka, że nowego sezonu "Stranger Things" nie można było obejrzeć 'na raz'. Siedem odcinków opublikowano w dniu premiery, natomiast pozostałe dwa po pięciu tygodniach. Coś co u konkurencji jak HBO, Apple, Disney, Amazon i Hulu jest zjawiskiem normalnym (publikowanie pojedynczych odcinków co tydzień), tu zostało odebrane jako herezja. Koncepcja, która przez lata była znakiem rozpoznawczym portalu, tu została wystawiona na próbę. Netflix wciąż jest wyjątkowy, ale to tylko dlatego, że konkurencja wspólnie uznała, że model wyrzucania całych sezonów na raz jest już przestarzały. Musimy tylko poczekać, aby dowiedzieć się, co będzie dalej i na którą stronę przeciągnie się lina.
"Myślę, że Netflix musi i zaczyna zmieniać zdanie na temat tego, jak wygląda ich model biznesowy - i musiałbym założyć, że wszystkie opcje są teraz dostępne" - powiedział Tim Nollen, analityk Macquarie .