Chiny osiągają coraz ambitniejsze cele w zdobywaniu przestrzeni kosmicznej. Jeśli ich plany się powiodą, to za kilka lat dołączą do pierwszej ligi kosmicznych potęg.
W pierwszej fali podboju kosmosu odbywającej się w czasach zimnej wojny uczestniczyli przede wszystkim Amerykanie wspierani przez Europejczyków i Rosjanie. W przeciągu dwóch dekad udało im się wysłać człowieka w kosmos oraz bezpiecznie wylądować na Księżycu. Oba mocarstwa umieściły na orbicie swoje stacje kosmiczne. Od tamtej pory tempo eksploracji kosmosu znacznie spowolniło. W czasach, gdy miejsce miały te historyczne wydarzenia, Chiny były jednym z biedniejszych państw na świecie. Teraz, gdy dokonał się tam gospodarczy przełom, Chińczycy nadrabiają kosmiczne zaległości i robią to w zawrotnym tempie, wyznaczając sobie także cele, dzięki którym mogą się wysunąć na prowadzenie w kosmicznym wyścigu.
W połowie listopada zakończyła się misja Shanzhou-11. Była to szósta misja polegająca na wysłaniu ludzi w przestrzeń kosmiczną. Po raz pierwszy chiński astronauta wzbił się na orbitę w 2006 r. Obecnie jego dwóch kolegów spędziło w kosmicznym laboratorium Tiangong-2 w sumie 32 dni, co jest jak dotąd najdłuższym okresem, jaki chińscy kosmonauci spędzili w przestrzeni kosmicznej. Jest to jeden z elementów przygotowań do wysłania na orbitę chińskiej stacji kosmicznej. Pierwsze elementy zostaną wyniesione w 2018 r., a pierwsi astronauci będą mogli w niej zamieszkać tuż po tym. Pełną zdolność operacyjną ma ona osiągnąć w połowie lat 20., czyli kiedy wyłączona z użytkowania zostanie Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna wysłała do innych agencji zaproszenia do wysyłania wspólnych misji. Swoje zainteresowanie wyrazili Europejczycy i Rosjanie. Z kolei NASA ma zakaz współpracy z Chinami przy lotach w kosmos.
Kolejnym krokiem na chińskiej drodze do podboju kosmosu będzie nasz naturalny satelita czyli Księżyc. Już w przyszłym roku rakieta March-5 ma wysłać statek kosmiczny Chang'e 5 na Księżyc. Pojazd ma tam bezpiecznie wylądować, zebrać dwa kilogramy ziemi do badań a następnie wrócić na Ziemię. Z kolei na 2018 r. planowana jest jeszcze ambitniejsza misja, w ramach której chiński lądownik dotrze na niewidoczną stronę Księżyca, co byłoby osiągnięciem, którego jeszcze nikt nie dokonał. W nieco dalszej perspektywie możemy się spodziewać lądowania chińskich astronautów na Księżycu.
Następny punkt w kosmosie, do którego człowiek próbuje się dostać to Mars. Wprawdzie w dalszym ciągu brak jest konkretów, to o zdobyciu Marsa myśli coraz więcej podmiotów. Obecnie nie są już to tylko i wyłącznie państwowe agencje kosmiczne, ale także prywatne firmy, co opisywaliśmy w artykule Boeing podejmuje marsjańską rękawicę rzuconą przez Muska. Głównym wyzwaniem w podróży na Czerwoną Planetę będzie osiągnięcie możliwie dużej prędkości pozwalającej pokonanie tego sporego dystansu w krótkim czasie. Ostatnio zrodził się pomysł budowy silnika EM Drive, który umożliwiłby Podróż na Marsa w 70 dni. Patrząc na tempo, w jakim Chińczycy rozwijają swoje technologie, niewykluczone, że ok. 2030 r., czyli wtedy kiedy możemy się spodziewać lądowania człowieka na Marsie, technologia ta będzie na równi z amerykańską.
Nie można jednak zapominać, że podbój kosmosu to także nowe możliwości rozwoju dla biznesu i wojska. Do 2020 r. na orbicie ma się znajdować 35 satelit tworzących system nawigacji satelitarnej Beidou. Ma on stanowić konkurencję dla stosowanego obecnie amerykańskiego systemu GPS. Obecnie ok. 30 krajów korzysta z usług chińskiej nawigacji.
Inny chiński pomysł na wykorzystanie przemysłu kosmicznego do poprawy jakości życia na ziemi, to wysłanie satelit obserwujących cykl obiegu wody na Ziemi. Będą one mierzyć wilgotność gleby, zasolenie wód morskich i parowanie oceanów. W ten sposób będzie można przewidywać okresy powodzi i susz, a w konsekwencji lepiej planować uprawę roślin. Jest to element wspólnego projektu Chin, USA i Europy.
Podbój kosmosu to także szansa dla chińskich naukowców. Już niedługo będą oni mieli dostęp do próbek skał księżycowych, co może mieć znaczną wartość poznawczą, jeśli będą pochodziły z niezbadanej dotąd części naszego satelity. Także lądowanie po odwrotnej stronie Księżyca może wnieść sporo do nauki. Przewaga chińskich naukowców w tym momencie może polegać na tym, że uzyskane w ten sposób materiały mogą być im przekazane na wyłączność. Podobnie jest w przypadku największego na świecie radioteleskopu o nazwie FAST. Ten uruchomiony we wrześniu teleskop ma średnicę równą 500 metrów. Jak twierdzą jego konstruktorzy, ma on wrażliwość dwukrotnie wyższą niż obserwatorium Arecibo. Dzięki temu możliwe jest wyłapywanie fal radiowych z najdalszych zakątków galaktyki. Zdaniem niektórych, może to przynieść tak długo oczekiwaną pierwszą nagrodę Nobla dla chińskiego naukowca. O tym, że chińska nauka aktywnie współtworzy chiński program kosmiczny świadczy ogłoszony na początku grudnia konkurs na pomysły badań, jakie mogłyby być przeprowadzone w przeciągu najbliższych 10-15 lat. Zgłaszając swoje pomysły do Chińskiej Akademii Nauk, chińskie uniwersytety i ośrodki badawcze, mają realny wpływ na kierunku rozwoju chińskiego programu podboju kosmosu.
Wiedza zdobyta podczas różnorakich misji kosmicznych oraz podczas ich przygotowywania może być łatwo przetransferowana do przedsiębiorstw. Chińskim władzom bardzo zależy na wzroście innowacyjności chińskich przedsiębiorstw - w 2025 r. 70% zapotrzebowania na kluczowe komponenty technologiczne jak np. półprzewodniki ma być pokrywane z produkcji krajowej.
W związku z powyższym rząd chiński inwestuje coraz większe sumy w podbój kosmosu. Wprawdzie kwoty te są nieporównywalnie niższe niż w USA (5,6 mld dolarów rocznie), to efekty pozytywnie zaskakują. Chińczycy ewidentnie nabrali wiatru w żagle jeśli chodzi o podbój kosmosu. Dotychczasowe potęgi, czyli USA i Rosja, zaczynają postrzegać Chiny jako równorzędnego konkurenta. I właśnie o to, czyli zacementowanie swojej roli jako światowego mocarstwa, Chińczykom chodzi.