Donald Trump w swojej kampanii wyborczej wiele razy podkreślał, że nie jest entuzjastą Paktu Północnoatlantyckiego w jego obecnym stanie. Jaką przyszłość czeka sojusz militarny świata zachodniego po wygranych przez miliardera wyborach?
Przed elekcją w USA w sprzymierzonych z Amerykanami państwach Europy dominowały zazwyczaj klarowne wizje kandydatów. Wygrana Hillary Clinton, mimo jej niegdysiejszych prób resetu relacji z Rosją, oznaczałaby kontynuację polityki zagranicznej Baracka Obamy, czyli utrzymanie sankcji gospodarczych wobec Kremla i twardy kurs wobec agresywnych zachowań Putina oraz większą przewidywalność. Sama Hillary przez Rosję była postrzegana negatywnie. Jako sekretarz stanu wiele razy wypowiadała się krytycznie o aneksji Krymu. Elekcja Clinton wiązałaby się z utrzymaniem status quo po obu stronach barykady.
Amerykanie dokonali jednak innego wyboru - wygrał Donald Trump, czyli kandydat, który był uznawany za bardziej nieprzewidywalnego i nie do końca przekonanego do obecnego stanu NATO. Podczas kampanii Trump niejednokrotnie podkreślał, że Stany Zjednoczone wydają na Pakt zbyt dużo pieniędzy, podczas gdy sojusznicy nie zawsze wywiązują się z płacenia składek członkowskich. W rozmowie z CNN mówił nawet wprost, że wkład finansowy Amerykanów powinien być znacznie mniejszy niż dotychczas. Co więcej, groził także, że nie pomoże krajom, które nie płacą swojej części budżetu (czyli wymaganego przez NATO progu co najmniej 2% PKB).
O Trumpie głośno było także wtedy, kiedy dzielił się swoimi uwagami na temat wojny na Ukrainie, gdy sugerował, że to Niemcy powinni bardziej zająć się tą sytuacją z racji swojego bliższego geograficznego położenia. Jednak kluczowe dla wielu obserwatorów były wypowiedzi prezydenta-elekta na temat Władimira Putina.
Podczas kampanii wyborczej Trump wielokrotnie zapewniał, że w razie jego wygranej będzie starał się ocieplić stosunki z Rosją, bez względu na wojnę na Ukrainie i w Syrii. Miliarder podkreślał też, że szanuje styl rządów Putina, a po wyborach obaj panowie przeprowadzili rozmowę telefoniczną, w której dyskutowali na temat wspólnej walki z terroryzmem i ekstremizmem. Rzecznik prasowy prezydenta Rosji, Dmitrij Pieskow, podkreślił nawet, że Trump i Putin mają ,,niesamowicie podobne" poglądy na temat polityki zagranicznej.
Jaką więc przyszłość czeka Sojusz, kiedy prezydentem USA będzie Donald Trump? Na ten temat obszernie wypowiadał się już Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO. W wywiadzie dla tygodnika ,,The Observer" wspominał o niebezpiecznej obecnie sytuacji na świecie, a także o konieczności współpracy, przy okazji przypominając, że artykuł 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, mówiący o kolektywnej obronie państw Sojuszu, został użyty tylko raz i to podczas ataku terrorystycznego na Stany Zjednoczone 11 września 2001 roku.
Stoltenberg i Trump rozmawiali też przez telefon i według oficjalnego stanowiska NATO obaj podkreślili znaczenie Paktu oraz jego ważną rolę w adaptacji do nowej sytuacji, a zwłaszcza zwalczaniu terroryzmu. Sekretarz podziękował też przyszłemu prezydentowi za poruszenie w kampanii kwestii budżetu na obronę. Kwestie finansowe są priorytetem dla Stoltenberga od początku jego kadencji.
Co ciekawe, na stanowisko Donalda Trumpa próbuje wpływać Barack Obama. Ustępujący prezydent przekonywał go, że relacje USA a NATO muszą pozostać silne i trwałe, co uznaje obecnie za jedno ze swoich najważniejszych zadań.
Wybór Trumpa dokonał się w kluczowym momencie. W lipcu bieżącego roku na szczycie NATO w Warszawie ustalono obecność wojsk Sojuszu w państwach bałtyckich i Polsce. Władimir Putin, co oczywiste, jest temu zdecydowanie przeciwny. Jak przyszły prezydent USA będzie chciał połączyć dobre stosunki amerykańsko-rosyjskie z wojskami NATO tuż pod granicą z Rosją? Zdania na ten temat są podzielone. Niektórzy wieszczą ,,nową Jałtę" i podział strefy wpływów między USA i Federację Rosyjską, co mogłoby oznaczać, że część Europy dostałaby się pod wpływy Putina. Inni obserwatorzy zwracają uwagę na fakt, że kampania wyborcza i prezydentura to zupełnie inna sprawa i każdy kto obejmuję ten ważny urząd nabiera rozwagi i kieruje się pragmatyzmem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że administracja Trumpa będzie wypełniona Republikanami, którzy tradycyjnie są bardzo sceptyczni co do zamiarów Rosji.
To, jak w tej sprawie będzie działał Donald Trump, okaże się już niedługo. Inauguracja prezydenta-elekta odbędzie się 20 stycznia 2017 r.