Podsumowanie Narodowej Konwencji Demokratów
Narodowa Konwencja Demokratów odbyła się w zeszłym tygodniu w Filadelfii w stanie Pensylwania. Podobnie jak tegoroczna konwencja Republikanów, różniła się ona wyraźnie od tych w poprzednich latach. Demokraci zawsze szybko zwracali uwagę na problemy w społeczeństwie amerykańskim; na to, co można by robić lepiej. Jednak w tym roku atmosfera była wyjątkowo radosna, optymistyczna i patriotyczna, kontrastująca z ponurym obrazem słabej, bezbronnej Ameryki przedstawionym na konwencji Republikanów.
W poniedziałek wystąpili: aktorka Sarah Silverman, senatorowie Elizabeth Warren i Bernie Sanders oraz obecna pierwsza dama, Michelle Obama. Wydźwięk pierwszego dnia konwencji był jasny - niezbędna jest jedność w partii, jeśli Demokraci mają nie tylko wygrać nadchodzące wybory, ale i zwalczyć fanatyzm i taktykę zastraszania szerzone przez Donalda Trumpa. Silverman, satyryczka i zwolenniczka Berniego Sandersa, mówiła o tym, jak ważne jest wsparcie kampanii Hillary Clinton przez tych, którzy wcześniej popierali drugiego kandydata. Gdy rozległo się buczenie, stwierdziła, że członkowie ruchu "Bernie albo nikt" są niepoważni. Warren skrytykowała Trumpa za to, że oszukiwał ludzi (nie wynagradzał odpowiednio pracowników) i nie przedstawił żadnego programu wyborczego, bazując jedynie na strachu swoich zwolenników.
Sanders spotkał się z głośnym sprzeciwem członków ruchu "Bernie albo nikt" obecnych wśród publiczności, którzy zaczęli buczeć i krzyczeć, gdy ogłosił poparcie dla Clinton. Senator przyznał, że polityka Clinton jest bardziej postępowa, a nawet próbował podkreślić, że niektóre elementy ich programów są bardzo podobne: "Podczas kampanii prawyborczej zarówno sekretarz Clinton, jak i ja skupiliśmy się na tym problemie, choć mieliśmy do niego różne podejście. Ostatnio porozumieliśmy się jednak w sprawie propozycji, która zrewolucjonizuje szkolnictwo wyższe w Ameryce. Zagwarantuje ona dzieciom z każdej rodziny, w której roczny dochód wynosi 125 000 tysięcy dolarów lub mniej, możliwość nauki w college'u lub na uniwersytecie bez konieczności płacenia czesnego".
Wieczór zakończył się pełnym emocji przemówieniem Michelle Obamy, która podkreślała, jak daleko Ameryka zaszła w całej swej historii. Mówiła: "Codziennie budzę się w domu wybudowanym przez niewolników. I patrzę na moje córki, dwie piękne, inteligentne, młode czarnoskóre kobiety, bawiące się z psami na trawniku Białego Domu..." W dalszej części przemówienia stwierdziła, że Ameryki nie trzeba czynić znów wielką, gdyż właśnie teraz jest "większa niż kiedykolwiek". Poniedziałek w piękny sposób nadał ton reszcie tygodnia.
We wtorek wystąpił były prezydent Bill Clinton. Jego przemówienie miało na celu "uczłowieczenie" sekretarz Clinton - często jest ona krytykowana za to, że nie wydaje się szczera i autentyczna. Bill Clinton najwyraźniej próbował zaprzeczyć podobnym twierdzeniom. Mówił o całym związku z Hillary, od czasów Yale aż do teraz. Przemawiały również matki dzieci, których śmierć przyczyniła się do powstania ruchu "Black Lives Matter" (ang. "Życie czarnych ma znaczenie"). Chwaliły Clinton za chęć bliskiej współpracy ze środowiskami, którym być może będzie służyć jako prezydent. "Hillary Clinton nie boi się powiedzieć, że życie czarnych ma znaczenie", mówiła Lucia McBath, której 17-letni syn został zamordowany na Florydzie w 2012 r. "Nie boi się usiąść przy stole z matkami pogrążonymi w żałobie i poczuć naszego cierpienia. Nie buduje muru wokół serca. Nie tylko nas wysłuchała, ale zaprosiła nas do wspólnego szukania rozwiązań".
Clinton została ogłoszona kandydatką Demokratów w wyborach po wtorkowym "głosowaniu imiennym", w którym delegaci oficjalnie oddali głosy zgodnie z wynikami prawyborów w poszczególnych powiatach. Larry Sanders, brat Berniego Sandersa, wystąpił jako reprezentant Demokratów żyjących za granicą, którzy w znakomitej większości zagłosowali na konkurenta Clinton. Wspominał dzieciństwo swoje i brata oraz rodziców, którzy ciężko pracowali i wcześnie zmarli - właśnie takich ludzi chce chronić Sanders.
W środę wystąpiły zdecydowanie najważniejsze postacie: były burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, kandydat na wiceprezydenta Tim Kaine, wiceprezydent Joe Biden oraz prezydent Barack Obama. Bloomberg i Kaine podkreślali, dlaczego Trump naprawdę nie powinien zostać prezydentem - Bloomberg stwierdził nawet, że jako nowojorczyk "jest w stanie rozpoznać oszusta". Przemówienie Bidena było płomienne i patriotyczne. Stwierdził w nim, że "zwycięstwo należy do Ameryki" i zachęcał widzów do głosowania na tę osobę, która będzie dobra dla obywateli i ich zrozumie.
Ostatnie przemówienie tego wieczoru wygłosił prezydent Obama. Postanowił on skupić się na tym, co oznacza bycie Amerykaninem; zgodnie z tradycją Narodowej Konwencji Demokratów nawiązał też do pewnych kwestii, w których mogłoby być lepiej, twierdząc: "Wszystkich czeka wciąż wiele pracy - wobec Amerykanów potrzebujących dobrej pracy lub podwyżki, wobec każdego dziecka, któremu trzeba pomóc wyrwać się z biedy i zdobyć edukację na światowym poziomie, wobec wszystkich, którzy jeszcze nie dostrzegli postępu, jakiego dokonaliśmy przez ostatnie siedem i pół roku. Musimy nadal starać się, żeby nasze ulice stały się bezpieczniejsze, a nasz wymiar sprawiedliwości faktycznie był sprawiedliwy; nasza ojczyzna - pewniejsza, a nasz świat - bardziej pokojowy i zrównoważony dla następnych pokoleń. Wciąż dążymy do ideału i realizujemy nasze kredo - wszyscy zostaliśmy stworzeni wolni i równi w oczach Boga". Szybko zaczął jednak przedstawiać znacznie bardziej pozytywny, optymistyczny obraz Stanów Zjednoczonych; mówił o ciężko pracujących, porządnych i pełnych determinacji do walki o lepszą ojczyznę Amerykanach. Gdy wspomniał o Trumpie, wśród publiczności rozległo się buczenie, Obama przypomniał więc wszystkim, że mogą go powstrzymać: "Nie buczcie. Głosujcie!".
W czwartek wieczorem ostatnie przemówienie na konwencji wygłosiła Hillary Clinton. Ubrana cała na biało w hołdzie dla sufrażystek, które walczyły o prawo głosu dla kobiet, mówiła o jedności i zdolności wspólnot do rozwiązywania problemów. Zauważyła: "Amerykanie nie mówią: Poradzę sobie. Mówimy: Poradzimy sobie". Przemówienie Clinton było poruszające i wpisywało się w optymistyczny ton konwencji, jednak największą uwagę zwróciło wystąpienie Khizra Khana, któremu towarzyszyła żona, Ghazala. Mówił on o stracie syna, kapitana Humayuna Khana, który służył w Iraku. Zginął podczas akcji w 2004 r. Przemówienie dotyczyło nie tylko jego poświęcenia, ale i tego, co dla całej rodziny Khanów - muzułmańskich imigrantów - znaczy możliwość poświęcenia się dla Stanów Zjednoczonych. W pełnym emocji wystąpieniu Khan podkreślił różnorodność, dzięki której Ameryka jest wyjątkowa, a także otwarcie skrytykował politykę Trumpa jako antyamerykańską i jawnie niekonstytucyjną. Chciał mu ofiarować swój własny kieszonkowy egzemplarz konstytucji, który wyciągnął z kieszeni marynarki; później stwierdził też, że Trump nie wie nic o poświęceniu, bo sam nie poświęcił nic i nikogo. Przemówienie Khana było zdecydowanie najbardziej poruszające ze wszystkich wygłoszonych podczas konwencji i przyczyniło się do gwałtownego wzrostu nie tylko sprzedaży kieszonkowych konstytucji, ale i liczby obywateli próbujących wpisać się do rejestru wyborców online - podczas żadnej konwencji Demokratów ani Republikanów hasło "rejestracja do wyborów" nie było wyszukiwane w Google tak często.
Odpowiedź Trumpa
Odpowiedź Trumpa na Narodową Konwencję Demokratów niczym nie różniła się od sposobu, w jaki zwykle reaguje on na krytykę. Poza stwierdzeniem, że "ma wielką ochotę uderzyć kilka osób", zwłaszcza Bloomberga, Trump obraził rodzinę Khanów. Utrzymywał, że autorzy przemówień Clinton przygotowali wystąpienie, żeby go oczernić, Khizr nie miał prawa go obrażać, a Ghazali, która nie zabrała głosu, "nie pozwolono" się odezwać, pośrednio sugerując, że jako muzułmance kazano jej milczeć ze względu na płeć (w późniejszym wywiadzie mówiła, że czuła się przytłoczona, bo pierwszy raz od śmierci syna zobaczyła jego zdjęcie, niedawno opublikowała też komentarz oparty na przemówieniu męża). Trump stwierdził również, że niejednokrotnie musiał się poświęcić: "Myślę, że wiele razy się poświęciłem. Pracuję bardzo, bardzo ciężko. Stworzyłem tysiące stanowisk pracy, dziesiątki tysięcy stanowisk, zbudowałem świetne struktury. Osiągnąłem olbrzymi sukces. Myślę, że dokonałem wiele". Trump najwyraźniej utożsamia sukces z poświęceniem.
Inni członkowie Partii Republikanów publicznie potępili komentarze Trumpa dotyczące rodziny Khanów jako zniewagę dla zmarłego amerykańskiego żołnierza. Senator John McCain, weteran wojny w Wietnamie, oświadczył: "Kilka dni temu Donald Trump ubliżył rodzicom zmarłego żołnierza. Sugerował, że jemu podobni nie powinni w ogóle być wpuszczani do Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc o służbie wojskowej. Nie jestem w stanie odpowiednio wyraźnie podkreślić, jak bardzo się z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Mam nadzieję, że Amerykanie rozumieją, że nie są to poglądy członków Partii Republikańskiej ani pozostałych kandydatów". McCain nie wycofał jednak poparcia dla Trumpa.