BP (NYSE: BP) ogłosiło plany redukcji 10 tys. miejsc pracy w związku z globalnym spadkiem popytu na ropę z powodu kryzysu związanego z koronawirusem.
Gigant naftowy wstrzymał zwolnienia w szczytowym momencie pandemii, ale ogłosił pracownikom, że około 15% będzie musiało odejść do końca roku. BP nie powiedział, ile miejsc pracy zostanie zlikwidowanych w Wielkiej Brytanii, ale uważa się, że liczba ta może być bliska 2 000. Dyrektor generalny Bernard Looney zrzucił winę za obniżki cen ropy. W mailu do pracowników, napisał: "Cena ropy spadła znacznie poniżej poziomu, którego potrzebujemy, aby osiągnąć zysk (...) Wydajemy dużo, dużo więcej niż zarabiamy - mówię o milionach dolarów, każdego dnia."
Kraje na całym świecie nakazały ludziom pozostać w domu, a nie podróżować, co spowodowało spadek popytu na ropę. W rezultacie koszt ropy spadł do poniżej 20 dolarów za baryłkę w szczytowym momencie kryzysu. Od tego czasu częściowo odzyskała ona swoją wartość sprzed spadku, ale i tak jest daleka od poziomu z początku roku. Wywarło to negatywny wpływ na branżę, pojawiły się ostrzeżenia, że w wyniku kryzysu może zostać zlikwidowanych 30 000 miejsc pracy w Wielkiej Brytanii. BP zatrudnia w tym kraju około 15 000 osób. Oczekuje się, że pracownicy biurowi firmy poniosą ciężar zwolnień. "To zawsze było częścią planu uczynienia z BP firmy szczuplejszej, szybciej rozwijającej się i o niższej emisji dwutlenku węgla" - powiedział w mailu do pracowników pan Looney, który przejął w lutym stanowisko szefa BP. "Jesteście świadomi, że poza oczywistą ludzką tragedią, nastąpił powszechny opór ekonomiczny, wraz z konsekwencjami dla naszego przemysłu i naszej firmy." Deirdre Michie, dyrektor generalny grupy przemysłowej Oil and Gas UK (OGUK), powiedziała, że planowane zwolnienia podkreślają "bardzo realny i osobisty" wpływ pandemii wirusa na miejsca pracy i środki do życia. "Istnieje poważne ryzyko, że Wielka Brytania straci umiejętności potrzebne nie tylko do zaspokojenia istniejącego zapotrzebowania na energię z zasobów krajowych, ale także do spełnienia ambicji klimatycznych Wielkiej Brytanii", wyjaśniła.
Przesłanie od dyrektora generalnego BP, Bernarda Looneya, jest takie, że liczby się nie sumują. Cena ropy trochę się poprawiła, ale firma nadal traci pieniądze. Co więcej, Big Oil próbuje dokonać dużego skoku w kierunku odnawialnych źródeł energii. Żadne z powyższych założeń nie jest pocieszające dla tysięcy osób, które za kilka miesięcy zostaną wypchnięte za drzwi BP. Jest to znak, jak niepewna staje się sytuacja na rynku pracy w miarę jak kryzys wywołany przez wirusa się utrzymuje. Ból będzie najbardziej odczuwalny na wyższych stanowiskach, ale niezależnie od poziomu wynagrodzenia, każda strata będzie trudna do zniesienia. W czerwcu BP wypłaciło akcjonariuszom dywidendę w wysokości 0,105 USD na akcję. Brytyjski koncern spodziewa się, że ropa będzie przeciętnie o ok. 20-30 proc. tańsza od poprzednich oczekiwań z początku roku. Firma spodziewa się również ponad dwukrotnego wzrostu kosztu emisji dwutlenku węgla. W wyniku niespodziewanej sytuacji BP dokona odpisu w drugim kwartale, który może wynieść od 13 mld USD do 17,5 mld USD po opodatkowaniu.
Ekspert ds. energii, profesor David Elmes z Warwick Business School, powiedział, że inne firmy będą się zastanawiać, ile mogą wypłacić akcjonariuszom w wyniku kryzysu. "Utrata miejsc pracy w BP jest symptomem szerszych wyzwań stojących przed branżą", powiedział. "Koronawirus zmniejszył popyt na ropę naftową i cena za baryłkę spadła, ale stało się to w szerszym kontekście krótko- i długoterminowego spadku". "Wszystkie firmy z tego sektora będą się zastanawiać, w jaki sposób mogą obniżyć koszty, przenieść swoją działalność na obszar o najniższych kosztach, ograniczyć inwestycje i zastanowić się, jakie dywidendy mogą wypłacić".