W sobotę rano doszło do ataku dronów na dwie instalacje naftowe w Abqaiq i Khurais, które należą do saudyjskiego koncernu naftowego Aramco. Atak wyeliminował ok. 5% globalnych dostaw ropy i miał wpływ na jej cenę. Kto stoi za atakiem i jaki był jego zamiar?
Atak dronów na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej spowodował wybuch pożarów, które tymczasowo ograniczyły wydobycie. Agencja prasowa SPA opublikowała depeszę, w której poinformowała, że "ekipy bezpieczeństwa przemysłowego Aramco zainterweniowały i opanowały pożary w dwóch instalacjach". Według szacunków saudyjskiego ministerstwa energii wstrzymana została produkcja blisko 5,7 milionów baryłek ropy dziennie, czyli połowy całkowitej produkcji Aramco, co stanowi 5% globalnej podaży surowca. Nie udzielono szczegółowych informacji na temat ataku i ofiarach zamachu. Rafineria Abqaiq jest największą instalacją do przetwarzania ropy naftowej - czarne złoto trafia do terminalu Juaymah, a stamtąd jest przesyłane na zachód do eksportujących terminali zlokalizowanych nad Morzem Czerwonym. Powrót do pełnych mocy produkcyjnych może zająć nawet kilka tygodni - minister energetyki Arabii Saudyjskiej książę Abdel Aziz ibn Salman poinformował, że przywrócenie mocy produkcyjnych może potrwać do końca września.
Rebeliancki ruch Huti, który prowadzi walki z siłami rządowymi w Jemenie, przyznał się do przeprowadzania ataku na rafinerie Aramco. Wojna domowa trwa od ponad czterech lat - koalicja pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej walczy z rebeliantami Huti, którzy mogą liczyć na wsparcie Iranu. Obecnie ta wojna wewnetrzna pochłonęła tysiące ofiar i przyczyniła się do kryzysu humanitarnego. Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo oskarżył Iran o organizacje tego zamachu, natomiast Donald Trump zagroził atakiem odwetowym, jednak nie sprecyzował, kogo uważa za winowajcę. Trump zadeklarował, że może uwolnić ropę z amerykańskich rezerw strategicznych (Strategic Petroleum Reserve - SPR), jeżeli będzie taka konieczność. W odpowiedzi na wypowiedzi amerykańskiej strony szef lotnictwa Korposu Gwardii Rewolucyjnej, Amirali Haijzadeh, zagroził, że "wszystkie amerykańskie bazy i ich lotniskowce znajdują się w zasięgu naszych pocisków". Ministerstwo Spraw Zagranicznych Iranu odrzuciło zarzuty i uznało je za "bezsensowne". Na spotkanie zorganizowanej konferencji prasowej rzecznik saudyjskiej koalicji, pułkownik Turki al-Maliki, stwierdził, że w ataku wykorzystano 25 dronów i pocisków.
Unia Europejska wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że "atak na rafinerię to zagrożenie dla bezpieczeństwa w regionie". Rzecznika prasowa szefowej unijnej dyplomacji Federiki Mogherini powiedziała, że "ten atak podważa trwające prace nad deeskalacją i dialogiem". Kreml także stanowczo potępił ten atak. W tej sprawie wypowiedział się Dmitrij Pieskow, rzecznik Prezydenta Rosji. "Takie działania mogą niekorzystnie wpłynąć na stabilność na rynkach energetycznych" stwierdził. W przyszłości ta rafineria była obiektem wielu zamachów, m.in. ze strony Al-Kaidy, która przeprowadziła nieudany atak samobójczy w lutym 2006 roku.
Ten atak miał znaczący wpływ na notowania ropy naftowej na światowych rynkach. Tuż po rozpoczeciu poniedziałkowej sesji notowania West Texas Intermediate (WTI) na NYMEX zostały wstrzymane na około 2 minuty. Skok ceny wyniósł 15,5% do 63,34 dolarów za baryłkę, co było najsilniejszą zmianą od 2008 roku. Ropa Brent na ICE Futures wzrosła blisko o 20% do 71,95 za baryłkę. Zamach może opóźnic ofertę publiczną Aramco - wstępne plany zakładały IPO pod koniec tego roku i kolejną emisję akcji w przyszłym roku. Wartość IPO wyceniono na 100 miliardów dolarów i byłaby rekordowa w porównaniu do 21,7 miliardów dolarów podczas IPO Alibaby (NYSE: BABA).