Miniony tydzień został zdominowany przez Apple (Nasdaq:AAPL) oraz debiut chińskiego producenta pojazdów elektrycznych NIO (NYSE:NIO). Prezydent Donald Trump zapowiedział w piątek uruchomienie ceł na kolejną partię towarów z Chin. Minęło 10 lat od upadku Lehman Brothers, co stało się symbolem początku największego kryzysu finansowego po II wojnie światowej.
Formalnie lato 2007 roku można uznać za początek bessy na rynkach finansowych. Choć upadek dwóch funduszy Bear Stearns, "umoczonych" w subprime (sam bank upadł w marcu 2008 roku - formalnie został przejęty przez Morgana) wywołał pierwsze tąpnięcie na giełdach, to wówczas jeszcze maklerzy zaklinali rzeczywistość i chyba nie chcieli rozumieć powagi sytuacji. Włącznie z Rezerwą Federalną, która długie miesiące w 2008 roku próbowała obliczyć skalę niepokojącego zjawiska. Nikt w sumie nie wiedział, kto, w jakich ilościach i w jakim banku trzyma hipoteki subprime. Mimo że na rynku było widać wyraźne oznaki bessy, nikt nie chciał głośno powiedzieć, że nie jest dobrze. Ropa kosztowała wówczas 150 USD. Historia licząca 158 lat, jednego z czterech największych banków na Wall Street, skończyła się w poniedziałek 15 września 2008 roku, kiedy ogłoszono, że bank wskutek braku płynności zbankrutuje. Ani władza, ani Wall Street nie chciało ratować giganta. Obrazki wychodzących pracowników z kartonami pod pachą, do dziś tkwią w mojej pamięci. Byłem wówczas początkujący na giełdzie i zrobiło to na mnie duże wrażenie. Na giełdach wybuchła panika, ruszyło domino kolejnych bankructw. Tamte skomplikowane wydarzenia, które doprowadziły do wybuchu kryzysu bardzo dobrze pokazuje film 'Big Short' czy książka "Wielki szort" (to w sumie ta sama historia).
Tymczasem na giełdzie w dziesięć lat po tamtych wydarzeniach, nie widać oznak kolejnego kryzysu. Główne amerykańskie indeksy bardzo wysoko, w przeciwieństwie do giełdy w Szanghaju. Po drugiej stronie oceanu wyraźnie widać, że serial wojny handlowej wyraźnie nie służy rynkowi w Państwie Środka, który praktycznie od roku jest spadkowy, a bieżąca eskalacja napięć na linii Pekin - Waszyngton, zdecydowanie pogłębiła wyprzedaż i to mimo interwencji państwowych instytucji, które tylko na chwilę zatamowały krwawienie. Efekt jest taki, że giełdy w Chinach cofnęły się do stanu z listopada 2014 roku.
Być może Donald Trump nie jest najlepszym prezydentem, ale w mojej ocenie jest znakomitym przedsiębiorcą, który politykę uprawia poprzez pryzmat doświadczeń biznesowych. Należy przyznać, że zespół Trumpa rozgrywa Chińczyków bezkompromisowo i co pewien czas 'poddusza' ich przy ścianie, dokładając kolejne cła na chiński import. W piątek w trakcie sesji ogłoszono, że kolejna partia warta 200 mld USD ma zostać oclona, choć jeszcze nie wiadomo kiedy. "Nie jesteśmy pod żadną presją, by zawrzeć umowę z Chinami, to oni są pod presją, żeby zawrzeć umowę z nami. Nasze rynki idą w górę, ich się załamują. Niedługo będziemy zbierać miliardy z ceł i wytwarzać nasze produkty w kraju. Spotkamy się, jak przyjdzie na to czas" - napisał amerykański prezydent na Twitterze.
Tymczasem na Wall Street w tygodniu rządziły dwie spółki. Apple w środę na konferencji produktowej pokazało nowe iPhony, które nie dość, że będą jeszcze lepsze, większe, szybsze i piękniejsze, to jeszcze mocniej podnoszą poprzeczkę cenową, stając się najdroższymi urządzeniami tego typu w historii. Spółka wyszła z założenia, że skoro rynek kupił zeszłoroczny model iPhone X za 1000 USD i więcej, to "połknie" jeszcze droższe modele. Czy warto wydać tyle pieniędzy - rynek oceni.
Także w środę na nowojorski parkiet wjechała - dosłownie - chińska spółka NIO - odpowiednik Tesli. Debiut spółki odbył się w asyście floty samochodów zaparkowanych przed budynkiem giełdy. O ile sama oferta publiczna nie poszła tak, jak życzyła sobie tego spółka, gdyż akcje sprzedano w dolnych widełkach cenowych (zebrano 1 mld USD choć planowano znacznie więcej), a i pierwsze godziny notowań przyniosły raczej wyprzedaż, tak w drugiej połowie sesji doszło do odreagowania. Prawdziwa euforia miała miejsce w czwartek, kiedy na zamknięciu sesji, spółka notowała 76 proc. wzrost względem środowego zamknięcia. Wprawdzie tak silny wzrost to zdecydowanie wartość powyżej średniej, niemniej jednak NIO wpisuje się w grupę chińskich firm, które debiutowały w ostatnich miesiącach i mogą pochwalić się podobnymi osiągnięciami w pierwszych dniach notowań w Nowym Jorku.