W ostatni piątek inwestorów z USA zmroził federalny raport na temat wzrostu cen konsumpcyjnych i usług. Inflacja w Stanach Zjednoczonych w maju osiągnęła pułap 8,6%. Koszty energii, paliw czy artykułów spożywczych napędzają wzrost wskaźnika cen konsumpcyjnych najmocniej od grudnia 1981 roku.
Inflacja CPI osiągnęła w maju najwyższy poziom od ponad czterech dekad. Departament Pracy podał w piątek, że wskaźnik cen konsumpcyjnych wzrósł w maju o 8,6% w horyzoncie rocznym (o 0,3% powyżej średnich prognoz ekonomistów!) oraz o 1% w ujęciu miesięcznym (prognozy 0,7%), co oznacza najszybsze tempo wzrostu od grudnia 1981 roku. Majowy odczyt oznacza także wzrost w stosunku do kwietnia (8,3%). Tzw. indeks cen bazowych, wykluczający ceny energii i żywności, wzrósł w ujęciu rocznym o 6.0% w porównaniu z 6,2% w kwietniu. W tej kategorii to marcowy wzrost o 6,5% był najwyższym wskaźnikiem od sierpnia 1982 roku.
Stany Zjednoczone to duży kraj, stąd też wzrost cen nie wszędzie jest jednakowy. Inflacja jest zdecydowanie silniejsza w stanach południowych - średnio 9,2% oraz na Środkowym Zachodzie ze średnią 8,8%. Na Florydzie odnotowano wzrost cen o 11,3%, w dużej mierze napędzany cenami wynajmu. Dla porównania w obszarze metropolitarnym Nowego Jorku odnotowano wzrost cen średnio o 6,3%.
Gwałtowny wzrost cen jest wywołany - co oczywiste - drastycznym wzrostem cen ropy naftowej i gazu ziemnego, wywołanym inwazją Rosji na Ukrainę. Ceny benzyny wzrosły w ujęciu rocznym o 34,6% i biją w ostatnich tygodniach rekordy. Nie dalej jak w piątek średnia cena w USA galonu zwyklej benzyny bezołowiowej osiągnęła 5 USD. Tu także notuje się duże zróżnicowanie cen w zależności od części kraju - tu różnica na galonie może wynieść nawet 2 USD. Według grafik firmy analitycznej AAA's Gas Prices - najmniej przy dystrybutorach płaci się w stanach południowych od Texasu do Karoliny Północnej, natomiast największy ból odczuwają mieszkańcy Zachodniego Wybrzeża, szczególnie Kalifornii ze średnią 6,43 USD. Analitycy twierdzą, że wysokie ceny paliw mogą się utrzymać dłużej. Raport JP Morgan z zeszłego miesiąca przewiduje, że średnie detaliczne [ceny gazu mogą w sierpniu wzrosnąć do 6,20 USD za galon.
Ponadto paragony za zakupy spożywcze wzrosły średnio o 11,9%, ceny biletów lotniczych wzrosły o 37,8%, hoteli o 19,3%, a w restauracjach należy zapłacić więcej o 7,4%. W międzyczasie ceny nowych i używanych pojazdów wzrosły o 13,7% w porównaniu z majem rok wcześniej.
Szok inflacyjny przełożył się na sentyment rynkowy, zwiększając obawy inwestorów, że Rezerwa Federalna może zostać zmuszona do bardziej drastycznych działań w celu powstrzymania gwałtownego wzrostu cen konsumpcyjnych. Po publikacji raportu w piątek główne indeksy zanotowały silne spadki - Dow Jones Industrial Average (NYSE:DIA) spadł o 2,7% do 31392 pkt., S&P500 (NYSE:SPY) o 2,9% do 3900 pkt, a Nasdaq (NASDAQ:QQQ) o 3,5% kończąc dzień na poziomie 11340 pkt. Wszystkie trzy indeksy spadły drugi tydzień z rzędu.
Dla inwestorów idealnym scenariuszem byłby ten, w którym Fed zapewniłby tzw., 'miękkie lądowanie', tj. nieco schłodził gospodarkę zaostrzeniem polityki monetarnej, aby obniżyć inflację bez wywoływania recesji. Do piątku taki scenariusz stanowił główne paliwo wzrostów w drugiej połowie maja i ucieczki ze strefy bessy. Jednak po piątkowym raporcie rynek nie ma już wątpliwości, że dotychczasowa łagodna polityka banku centralnego nie zdaje egzaminu.
Decydenci z Fed już wcześniej zasygnalizowali, że podczas najbliższego spotkania (wtorek, środa) podniosą stopy o pół punktu procentowego i ponownie na lipcowym posiedzeniu, jednak po piątkowym zaskoczeniu, Wall Street zmieniło zdanie i spekuluje na temat podwyżki o trzy czwarte punktu procentowego już teraz. Sytuacja taka nie miała miejsca od 1994 roku. Rynek pozna decyzję Rezerwy Federalnej w środę o 20.00 czasu polskiego.